Problemy społeczneTematy społeczne

Wejście w samotność z iskrą miłości – wywiad z pwd. Anną Kamińską

Tuż za rogiem Święta Bożego Narodzenia. Jesteśmy w czasie przygotowania do nich. Wycieramy kurze, szykujemy potrawy, kupujemy prezenty dla bliskich. Jednak wśród nas jest wiele osób, dla których te święta będą kolejnymi dniami w samotności i odosobnieniu. Tradycją jest pozostawianie pustego nakrycia dla niespodziewanego gościa. Może jednak warto zmienić naszą tradycję napełniając talerz miłością i stać się gościem w czyjejś samotności? O tym wejściu w samotność poświadczyli harcerze i harcerki z Siedleckiego Środowiska Harcerskiego w ramach Pomocy Harcerskiej na Kresach Wschodnich.

Szymon Kurzeja, Coś Nowego: Jak, ze strony organizacyjnej, wygląda przygotowanie takiej akcji?

pwd. Anna Kamińska, ZHR: Organizator musiał zgłosić tę akcje do swoich przełożonych. Trzeba było wybrać terminy, w których poszczególne działania będą podejmowane. Wiem, że Maciej Olszewski, który był organizatorem kontaktował się z księdzem na Litwie, a następnie z członkami Związku Harcerstwa Polskiego na Litwie, z którymi organizowaliśmy tę akcję. To oni wybrali rodziny oraz miejsca, gdzie była potrzeba przeprowadzenia tej akcji. Sam wyjazd kosztował wolontariuszy jedynie 50 zł, które płaciliśmy na ubezpieczenie. Jakaś fundacja sfinansowała nam autokar, którym mogliśmy dojechać na Wileńszczyznę. Jednak ta akcja, to nie był sam wyjazd. Do tych rodzin wieźliśmy paczki, do których produkty musieliśmy skądś pozyskać. Trzeba było ogarnąć kwestię reklamacyjną skierowaną do osób, które mogły te produkty ofiarować. Musieliśmy przygotować plakaty i ulotki.

SK: Skąd pozyskiwaliście te produkty?

AK: Staliśmy w supermarketach, które wyraziły chęć współpracy. Było to sześć sklepów, w których pełniliśmy służbę 9 i 10 grudnia. Niestety były to tylko dwa dni, przez co udało nam się zebrać mniejszą ilość produktów niż zazwyczaj. Służbę w supermarketach podzieliliśmy pomiędzy drużyny i środowiska, gdzie każda jednostka miała do ogarnięcia jeden sklep. Służba w supermarketach pozwoliła włączyć się w służbę młodszym druhnom i druhom, którzy nie jechały na Litwę. To oni rozdawali ulotki i zbierali produkty żywnościowe, zabawki oraz środki higieny i czystości w sklepach, które następnie przewoziliśmy do jednego punktu. Tam pakowaliśmy paczki, których zawartość była uniwersalna. Nie wiedzieliśmy do jakich rodzin jedziemy i jakie te osoby mają potrzeby. Oprócz tych paczek uniwersalnych, mieliśmy przygotowane paczki bonusowe, które były otwarte. Były w nich głównie zabawki, które mogliśmy wyjąć i przekazać dzieciom, jeśli były w takiej rodzinie.

SK: Na Litwie byliście od piątku do niedzieli. Jak wyglądał sam wyjazd?

AK: Wyjechaliśmy w piątek 16 grudnia około godziny 16:00 z Siedlec. Na miejscu byliśmy przed 4:00 czasu litewskiego i mieliśmy trzy godziny na przespanie się. Już o 8:00 w sobotę mieliśmy śniadanie, po którym ruszyliśmy samochodami, zorganizowanymi przez ZHPnL, do wskazanych przez nich rodzin. W patrolach, na które zostaliśmy podzieleni, był zawsze harcerz z ZHPnL, który był naszym przewodnikiem. W sobotę mieliśmy do rozwiezienia około dziesięciu paczek.

SK: Jak wyglądało roznoszenie paczek ludziom?

AK: Dojeżdżaliśmy na miejsce i szliśmy ze światełkiem betlejemskim, paczką i opłatkiem, żeby się od razu nim przełamać, złożyć życzenia i przekazać paczkę. Wielu ludzi zapraszało nas do środka. Nasz pobyt w jednym domu wahał się od 10 minut do ponad godziny. Po złożeniu sobie życzeń świątecznych, rodziły się pytania skąd jesteśmy. My staraliśmy się zapytać o samopoczucie oraz o to, czy potrzebują jakiejś pomocy w pracach porządkowych. Każdy dom to inne rozmowy. Od inflacji i sytuacji na świecie, po sprawy bardzo prywatne.

fot.: Maciej Olszewski

SK: Jakie były rodziny, które odwiedzaliście?

AK: To były polskie rodziny. W większości były to osoby starsze i często samotne. Samotne, czyli że nie mają z kim na co dzień porozmawiać, ich rodzina jest albo w Polsce, albo raczej ich nie odwiedza. Zdarzały się też osoby niepełnosprawne. Odwiedziliśmy rodzinę, w której był pan bez nogi i ręki. Nie mógł też mówić. Jego rodzina bardzo płakała. On też jak nas zobaczył, mocno się rozpłakał. Były to bardzo trudne sceny. Ciężko nie wiedziałam, jak się zachować, ale chcieliśmy dać tym ludziom jak najwięcej miłości i bliskości. Ci ludzie najbardziej potrzebują drugiego człowieka. Potrzebują bliskości, którą będą otrzymywać na co dzień. Kogoś, kto przy nich będzie. Jednak takie osoby mamy też w Polsce. Nie trzeba wyjeżdżać za granicę, żeby doświadczyć osób, zmagających się taką biedą.

SK: W jaki sposób rodziny, które odwiedzaliście, wypowiadały się o ich ojczyźnie – Polsce, mieszkając za granicą?

AK: Wiele osób płakało ze szczęścia, na wieść o tym, że przyjechaliśmy do nich z Polski, specjalnie po to, żeby się z nimi zobaczyć. Bardzo dużo osób mówiło zdanie w stylu: tutaj na Litwie, jest Polska. Myślę, że większość z nich bardzo tęskni za ojczystym krajem.

SK: Co najbardziej zapadło Ci w pamięć?

AK: Jest wiele takich momentów. To był mój pierwszy wyjazd, więc będzie bez wątpienia niezapomniany. Na pewno zapadnie mi w pamięć sytuacja, gdy kobieta, która nie ma w swoim domu bieżącej wody, chciała mi dać mandarynkę. Bardzo jej na tym zależało, żeby się czymś podzielić. Spotkaliśmy też pana, który w przeszłości był lekkoatletą. Miał ponad 90 lat. Ruszał się bardzo dobrze, ale miał problemy ze wzrokiem i nie widział, ile osób weszło do jego domu. Musieliśmy mu pomóc z wyjęciem filiżanek na herbatę, bo baliśmy się, że je potłucze z tej radości. Opowiadał nam o tym jak był sędzią na Igrzyskach Olimpijskich w ZSRR. Wchodząc do jego domu, zdziwiłam się, że ten dom nie jest przecież taki biedny, ale podczas rozmowy z nim zrozumiałam, dlaczego tam byłam. Ludzie byli tam bardzo uprzejmi i gościnni. Pewien pan, którego pytaliśmy o drogę, zaprosił nas do siebie na herbatę. Nie szliśmy do niego, ale on po prostu chciał nas ugościć i z nami porozmawiać.

fot.: Anna Kamińska

SK: W wyjeździe uczestniczyło wiele osób z Siedleckiego Środowiska Harcerskiego. Jakie są Twoje odczucia względem tej ekipy?

AK: Na Litwę pojechały osoby powyżej 15 roku życia. Cieszę się, że pojechały osoby młodsze ode mnie osoby, które mniej znałam i dobrze było się zintegrować. Oni też doświadczali tego wszystkiego i gdy wieczorem dzieliliśmy się przeżyciami to też widziałam w nich zmianę patrzenia na aspekt potrzeb człowieka. Wiele osób, które były we wcześniejszych latach na wyjazdach w ramach tej akcji, porównywało ten wyjazd do wyjazdu na Ukrainę. Mówili oni, że wiele z tych rodzin, które odwiedziliśmy, było bardziej potrzebujących od tych, które odwiedzali na Ukrainie. Wyjazd na Wileńszczyznę różnił się dla nich tym, że mogliśmy rozmawiać po Polsku, a na Ukrainie musieli często rozmawiać przez tłumacza. Myślę, że wszyscy byliśmy zachwyceni tym, jak wiele można mieć, a jak wiele można chcieć dać.

SK: W sobotę roznosiliście paczki. Czym zajmowaliście się w niedzielę?

AK: W niedzielę byliśmy w hospicjum, które jest jedynym hospicjum na Litwie. Prowadzi je siostra zakonna, która przyjechała z Polski. Wyjeżdżając z Polski nie miała żadnych pieniędzy. Jakaś pani dała jej garść płatków kwiatów, w której było trzy złote. Zaniosła je przed Najświętszy Sakrament i powiedziała: No, to już coś mamy. Hospicjum jest obok kaplicy, gdzie był malowany obraz Chrystusa Miłosiernego. Historie, jakie opowiadała ta kobieta były niesamowite. Jestem pod wrażeniem tego, ile daje ludziom. Powiedziała nam, że modli się słowami: Jezu, nie daj mi, żebym traciła oszczędzając, ale żebym zyskiwała rozdzielając. Myślę, że kiedyś pojadę na tydzień i coś pomogę w tym hospicjum.

SK: Z czym wyjechałaś z Litwy?

AK: Wyjechałam z poczuciem, że są na tym świecie wspaniali ludzie, których nie trzeba szukać daleko, bo oni są wśród nas. Mam wrażenie, że z tej akcji więcej wyniosłam ja i inni harcerze, którymi pojechaliśmy na Litwę, niż osoby, które odwiedzaliśmy.

SK: Jak mogłabyś zachęcić do takiego wyjazdu osoby, które się wahają?

AK: Święta to czas, który spędza się z rodziną. A my jedziemy do osób samotnych, starszych, często odosobnionych. W czasie przedświątecznym, gdy te starsze i samotne osoby spotkają się z kimś, dostaną paczkę, na pewno łatwiej jest im spędzić te święta. Te święta zaczęły się już tym osobom, które odwiedziliśmy. Nie wyobrażam sobie lepiej spożytkowanego czasu ostatniego weekendu.

SK: Dziękuję za rozmowę

AK: Ja również dziękuję

fot.: Jakub Mendza

Szymon Kurzeja

Student II roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Od 10 lat harcerz, od 4 lat drużynowy - najpierw gromady zuchów, teraz drużyny harcerzy. Lubię spędzać czas przy planszówkach i dobrej kawie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *