FilmKultura

Krwawe fiasko

Czy „Czas krwawego księżyca” to kolejny film z Leonardo DiCaprio pokroju „Wyspy tajemnic”? Od przesunięć w zdjęciach z powodu pandemii, przez nominację do Złotej Żaby. Dzieło kroczy po scenie ze średnią oceną.

Źródło: Pixabay

Film miał swoją premierę 20 maja tego roku. Jak na długość seansu, aż 3 godz. 26 min., fakt, że zdjęcia wykonano w zaledwie 6 miesięcy robi wrażenie. Zupełnie przeciwnie do tego, co w te 6 miesięcy udało się stworzyć.

Muszę przyznać, że gra aktorska DiCaprio mnie zachwyciła i wzruszyła. Nawet pomimo tego, że nie jestem jego oddaną fanką. Ernest Burkhart to dobry człowiek, który przez uleganie wszelkim manipulacjom i wpływom, gubi się w podążaniu za tym, czemu jest wierny. Spotkał go koniec, na jaki moim zdaniem zasłużył. Wy musicie wysnuć swoją opinię. Za to fani Roberta De Niro nie mieli się, czym poszczycić. Jego kreacja była nijaka i trzymała się na włosku dotychczasowych osiągnięć. Jeśli już o włoskach mowa, zadziwiła mnie ilość użytych połączeń i skoligaceń między poznawanymi postaciami wydarzeniami, czy dokonywanymi przez nich wyborami. Zupełnie, jakbym pierwszy raz czytała „Szkarłatny płatek i biały” Michela Fabera. Wszystko tak misternie sklejone, jakby każde padające podczas tych 3 godzin słowo, zgadzało się z wiszącym gdzieś nad nami planem.

Nie mogę nie poruszyć kwestii obrazu i dźwięku, bo byłoby to z mojej strony niedociągnięcie. Chociaż niektóre sceny były niepotrzebnie przeciągnięte, to współgrające w nich światło i cień, koiły wzrok odbiorcy. Na dodatek ten dobór muzyki. To dzięki tym etnicznie przyjaznym rytmom przeniesienie się w czasie i przestrzeni do rozgrywającej się akcji było płynne jak zjazd po zjeżdżalni w deszczowy dzień.

Nie powiedziałabym, że film chociaż leżał obok pułki z kryminałami, na pewno nie takimi jakie ja bym definiowała tym słowem. Z jednej strony otwarte zakończenie daje do myślenia na temat tej krwawej komedii pomyłek i przekrętów. Z drugiej zaś, dużo uczyniłoby drobne wyjaśnienie okoliczności zakończenia i parę słów o panującym w Oklahomie, w wieku XX, zakłamaniu i skorumpowaniu. Nie tylko lokalnych władz.

Nie sięgnę po tę ekranizację po raz drugi, to jest pewne. Ale doceniam próbę ujęcia problemów rdzennych Osagów w tamtych czasach w spójną dla niezainteresowanych treściowo historię. Zdecydowanie zbyt często przyglądamy się życiu jakichkolwiek mniejszości, a takie produkcje, jak „Czas krwawego księżyca”, stanowią tylko wyimek istniejącej na temat wiedzy. Nie jestem do końca pewna czy polecę film, chociażby znajomym, za to słyszę wewnątrz cichuteńki głosik wyrażający dumę z wysiedzenia w sali kinowej prawie czterech godzin.

Karolina Sidor

Jestem studentką III roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na KUL-u. Interesuję się literaturą, sztuką oraz, od niedawna, uprawą roślin domowych. Wierzę w szczerą i dobrej jakości pracę dziennikarską.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *