Święci z sąsiedztwa
Markowa – podkarpacka wieś położona niecałe 25 km od mojej rodzinnej miejscowości. W ostatnich dniach nazwa ta była odmieniana przez wszystkie przypadki. Zaś liczba wyszukiwań jej dokładnej lokalizacji była potrzebna osobom nie tylko z naszego kraju. Wszystko to dzięki beatyfikacji Rodziny Ulmów, która miała miejsce 10 września br.
Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o historii rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów. Może było to w czwartej klasie szkoły podstawowej, podczas wycieczki do Skansenu w Markowej. Przypominam sobie, że dostaliśmy wówczas małe breloczki. Z jednej strony znajdowała się podobizna, wtedy jeszcze Sług Bożych, z drugiej zaś napis „Módlcie się o szybką beatyfikację Rodziny Ulmów z Markowej”. Pamiętam jednak dokładnie, jak na lekcji języka polskiego w gimnazjum, nauczycielka pokazała przyznany tej rodzinie medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Nie sądziłam, że kilka lat później będę uczestniczyć w uroczystościach beatyfikacyjnych tych dziewięciu osób – rodziny pochodzącej z mojego rodzinnego powiatu łańcuckiego.
Wszyscy razem
Józef i Wiktoria Ulmowie oraz ich siedmioro dzieci – w tym najmłodsze, w chwili śmierci znajdujące się pod sercem matki – to pierwsza w historii Kościoła rodzina, wyniesiona do chwały ołtarza w jednym akcie beatyfikacyjnym. Co to dla mnie oznacza? Jeszcze mocniej uświadamiam sobie, że to właśnie rodzina jest pierwszym miejscem, w którym powinno rodzić się powołanie do świętości. Potwierdził to widok zgromadzonych na placu beatyfikacyjnym rodzin, które bł. Ulmów obrały za swoich szczególnych patronów.
Miło(ść)
Błogosławioną rodzinę określa się Samarytanami z Markowej, w nawiązaniu do ewangelicznej przypowieści „O miłosiernym Samarytaninie”. W Piśmie Świętym, które znaleziono w domu Ulmów, przy tym konkretnym fragmencie znajduje się odręczny dopisek tak. Niby nic wielkiego. Jednak powszechnie mówi się, że słowa mają wielką moc. W przypadku tej markowskiej rodziny trzy drobne litery przełożyły się na heroiczny gest otwarcia swojego serca oraz domu przed potrzebującą schronienia ósemką Żydów.
Od przeszło trzech lat jako animatorka Ruchu Światło-Życie noszę na swojej szyi krzyż animatorski. Na jego rewersie znajduje się greckie słowo agape, które w oazie traktowane jest m.in. jako bezinteresowny dar z siebie. Zdaję sobie sprawę, że inni na co dzień widzą mnie z napisem miłość. Beatyfikacja Ulmów jeszcze mocniej daje mi do zrozumienia, że – bez względu na wszystko – swoje słowa trzeba wprowadzać w czyn. Czy podjęłabym taką samą decyzję co Józef, gdy do jego drzwi podczas II wojny światowej zapukali prześladowani Żydzi? Chciałabym powiedzieć, że tak. Słowo miłość oznacza dla mnie, że pomimo różnych okoliczności, zarówno tych miłych, jak i mniej przyjemnych, mam traktować innych przede wszystkim jak ludzi. Ulmowie mimo ogromnego ryzyka, pokazali, że Saul Goldman z synami Baruchem, Mechelem, Joachimem i Mojżeszem oraz Gołda Grünfeld i Lea Didner z małą córką Reszlą byli dla nich bliźnimi. Ich agape wypełniło się pod osłoną nocy 24 marca 1944 r., gdy wszyscy przebywający pod dachem domu Józefa zostali zamordowani przez Niemców.
Wskazanie dla nas
Przypowieść „O miłosiernym Samarytaninie” kończy się słowami Jezusa: Idź, i ty czyń podobnie (Łk 10, 37b). Ten Chrystusowy nakaz wypełniony został do końca przez bł. Rodzinę Ulmów. Ich życie było cenną monetą, którą przypieczętowali bezinteresowność całkowitego daru z siebie samego w imię miłości – powiedział w homilii podczas Mszy Świętej beatyfikacyjnej kard. Marcello Semeraro. Jako błogosławieni – Miłosierni Samarytanie z Markowej – którzy dostąpili miłosierdzia oraz chwały nieba, uczą nas, jak z miłością wypełniać Bożą wolę.
Błogosławiona Wiktoria, Józef i ich dzieci: Stanisława, Barbara, Władysław, Franciszek, Antoni, Maria i nieznane z imienia, są przykładem, że święci są wśród nas. W najbliższym otoczeniu, w osobach, które spotkamy każdego dnia, w każdym człowieku.
Źródło obrazka wyróżniającego (link)
Ludzie sąsiad mi świętym został