Felieton sportowyPiłka nożnaSport

La Liga: Real wraca na tron!

Los Blancos pomimo wielu trudów oraz zakrętów, na cztery kolejki przed końcem rozgrywek zapewniają sobie zdobycie 36 mistrzostwa Hiszpanii. Na pochwały zasługuje wielu piłkarzy, jednak nie sposób nie wspomnieć o trenerze – Carlo Ancelottim, który z tak okrojoną przez kontuzje kadrą, był w stanie osiągać tak pokaźne wyniki.

Kiedy w Hiszpani już po 34. kolejce znamy zwycięzcę ligi, w Polsce drużyny z ,,TOPu” najzwyczajniej w świecie kopią się po czole. Oglądając Jagiellonię, Śląsk, Lecha, czy Legię Warszawa, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z kółeczkiem wzajemnej adoracji, które gra w grę pt: Mistrzostwo parzy. Co najlepsze to im nawet dobrze wychodzi (niestety), przez co równie dobrze można by zrobić jedno wielkie losowanie na mistrza kraju, a i tak wielkiej różnicy by nie było. Z jednej strony cieszy to, że są emocje oraz fakt, że każdy może wygrać z każdym, jednak gdy niemal wszyscy kandydaci do zdobycia tytułu przegrywają swoje mecze z o wiele niżej sytuowanymi ekipami, jak np. Lech z Ruchem (17. miejsce w lidze) to na prawdę robi się źle, a wyścig o mistrza jest tak szybki, że niemal równa się tempu ślimaków (niemal, bo te mięczaki wydają się trochę szybsze oraz jak podejrzewam mają jakiś cel w swoim życiu).

Jednak wracając do poważnej piłki, to po prostu należy pogratulować zwycięstwa w La Lidze Realowi Madryt. Królewscy na początku sezonu przez zerwanie więzadeł krzyżowych stracili takich graczy jak Thibaut Cortuois, Eder Militao, którzy wrócili do gry dopiero: z początkiem maja oraz (w przypadku Brazylijczyka) pod koniec marca. Do tego w grudniu z tego samego powodu wypadł David Alaba. W międzyczasie też niedysponowany był Vinicius (listopad – styczeń), Rudiger, Carvajal, Tchouameni i przez kilka meczy również Jude Bellingham, a więc czołowy piłkarz Świata w tym sezonie.

To z jakich piłkarzy nie mógł korzystać popularny Carletto jest zwyczajnie niepojęte. Ale wiecie co jest jeszcze lepsze? Otóż, Real poza meczem z Atletico na wyjeździe, nie przegrał żadnego spotkania w regulaminowym czasie gry. Kosmos! Także tym bardziej jak porównamy sobie ich sytuację z walką o mistrzostwo Polski oraz to jak roznieśli tę ligę i wygrali ją już na 4 kolejki przed końcem, to możemy zauważyć jaka jest przepaść między naszymi drużynami, a zespołami jak Real. Pewnie myślicie, po co ja wspominam w ogóle o naszej lidze. Jeżeli tak to was rozumiem, ponieważ sam jak ją śledzę to zastanawiam się co robię ze swoim życiem. Jednak koszula bliższa ciału i nie sposób do kochanej ekstraklasy się nie odnieść.

(Jak) Idiota

Nie mam wątpliwości cd. tego, że Carlo Ancelotti zasługuje na pomnik. Dla Realu Madryt zrobił On już wiele, jak dotąd przez swoje dwie kadencje wywalczył z tą drużyną 12 trofeów, co czyni go drugim najbardziej utytułowanym trenerem w historii Królewskich, zaraz za Miguelem Munozem (15 pucharów). Jednak nie mogę tylko słodzić tej drużynie, jeszcze zostanę nazwany wazeliniarzem i co wtedy? W zasadzie to nic by nie zmieniło, ale wiecie musi być troszkę dramaturgii i co ważne uszczypliwości, w końcu nie bylibyśmy ludźmi.

Kto jest tym ,,idiotą”? Pisząc to mam na myśli niektóre zachowania Viniego Jr. Bardzo cenię tego piłkarza, ma świetny drybling, gra dla drużyny i ma porządne liczby. Mam tylko jedno, małe ALE. Ten człowiek w kluczowych momentach nie potrafi trzymać nerwów na wodzy. Brazylijczyk bardzo łatwo daje się sprowokować, przez co stosunkowo często jak na skrzydłowego dostaje żółte kartki (6 kartoników w 24 meczach) i naraża swoją drużynę na osłabienie. Do niego jak ulał pasuje powiedzenie o tym, że z ofiary staje się oprawcą. Idealnym przykładem takiego zachowania jest to, z meczu przeciwko RB Lipsk w 1/8 Ligii Mistrzów u siebie. Vini zderzył się z Willym Orbanem i zamiast wstać i wrócić do gry, to ten zachował się jak wandal i odepchnął rywala. Sędzia wręczył mu za to niesportowe zachowanie żółtą kartkę, jednak gdyby wykluczył go z gry to moim zdaniem postąpiłby słusznie, a do tego sam zawodnik Realu mógłby trochę posypać swoją głowę popiołem. Jednak ten pozostał na placu gry, a do tego strzelił gola, a gospodarze przeszli dalej. Wydawać by się mogło, że jest świetnie, w końcu cel minimum wykonano, a sam Brazylijczyk ochłonął.

Naiwność! W rozgrywanym 4 dni później meczu z Celtą powtórzył się podobny schemat. Zdobywca bramki z finału LM 2022 strzelił gola przeciwko Celcie, jednak na tym się nie skończyło i po wprawdzie brutalnym faulu Oscara Minguezy musiał udowodnić jakie to ma ego i od razu wstał i tradycyjnie odepchnął oraz powalił na ziemię rywala. Cóż mogę powiedzieć, pomyliły mu się sporty, jak swego czasu Marcinowi Najmanowi. Z tym, że w przypadku Viniego jest jeszcze nadzieja, że ochłonie, natomiast ten drugi Pan to już zwykły mem i sportowcem raczej nazwać go nie można. Jednak wracając do meritum, jak tak ważny dla drużyny zawodnik może tak łatwo ponosić się emocjom?! Przecież On tylko się dekoncentruje w ten sposób i wszyscy na tym tracą. Do tego On przysparza sobie antyfanów. Co więcej, nie pomaga mu też fakt, że ten robi z siebie wręcz największą ofiarę rasizmu. Ja nie neguję tego zjawiska, sam jestem zdania, że trzeba je piętnować, a każdego kto go szerzy wysoko oraz srogo karać. Jednak to co robi Vini wyrządza niedźwiedzią przysługę słusznej idei jaką jest tolerancja. Przez swoje zachowania, prowokacje względem innych piłkarzy, a następnie usprawiedliwienie tego walką z rasizmem po prostu staje się śmieszny, memiczny. A szkoda, bo idee ma godne uwagi i pochwały. Quo Vadis Vini?

Truskawka na torcie

Wiem, że troszkę się rozjeżdżam z tematem, wybaczcie, ale inaczej nie byłbym sobą. Tym bardziej gdy już mówimy o La Lidze. Muszę po prostu wspomnieć o tak wybitnej postaci jak Xavi, ale nie ten z Leverkusen. Byłoby zbyt poważnie, a że usiłuję stworzyć dla was prawdziwy felieton, to nie mam wyjścia i uważam, że warto podkreślić istotę Xaviego Hernandeza w tym mistrzostwie Realu.

Trener Barcelony zasłynął z wielu nietypowych zastosowań taktycznych, wyborów personalnych, jak i wypowiedzi, a te są prawdziwym smaczkiem. Kiedy przegrywa, to lubi wspomnieć o tym, że to wina murawy, która była rzekomo nierówno skoszona. Całkiem dobre, widzę że ten człowiek zna się na botanice. Może Ty jeszcze zostaniesz hodowcą jedwabników?

Olaf Lubaszenko na podstawie trenerskiej kariery Xaviego mógłby stworzyć film, który chyba przebiłby takie perełki jak: ,,Poranek Kojota”, czy ,,Chłopaki nie płaczą”. Niby wydaje się to trudne, jednak z Panem trenerem jest to jak najbardziej osiągalne.

Wracając do samych wypowiedzi szkoleniowca Barcy, ten gdy jego drużyna przegrała 3:5 z Villarealem, publicznie zadeklarował, że dla dobra klubu rozstanie się z nim wraz z końcem sezonu. Wielu fanów Dumy Katalonii wtedy odetchnęło z ulgą, sam prezes Laporta chyba też. Publicznie przyznał, że gdyby Xavi nie miał statusy legendy klubu to już dawno by go zwolnił. Ten też ma wyczucie, tylko dołożył do pieca. Jednak co go to obchodzi, na otarcie łez uruchomi sobie kolejną dźwignie finansową, co prawda sprzeda jakieś 20% klubowych akcji, przez co Barcelona w przyszłości będzie miała mniejsze zyski, ale cooo taaam, Łubu dubu Łubudubu niech nam żyje prezes naszego klubu!

Dzięki tym dwóm dżentelmenom mamy spory ubaw, a ludzie tacy jak ja o czym pisać.

Jednak jakby tego było mało to pomimo tych deklaracji, już 25 kwietnia, Joan Laporta ogłosił światu, że Xavi Hernandez pozostanie na stanowisku trenera co najmniej do czerwca 2025 roku. Cierpliwość fanów Blaugrany została ponownie poddana niełatwej próbie. Jednak to nie wszystko. Już 4 maja, a więc w ostatnią sobotę, Barca przegrała 2:4 z Gironą. Był to niesamowity mecz, ale nie dal Barcelony. Ich obrona ponownie była dziurawa jak ser szwajcarski, przy czym prawdziwe show dała nam drużyna Mitchela, a więc trenerskiego objawienia tego sezonu, w dodatku mecz życia zagrał Portu, który po wejściu na murawę w 65. Minucie, w bardzo szybkim tempie zdobył 2 bramki i zanotował dwie asysty. Wydawało się, że głównie przez to zapamiętamy to spotkanie. Otóż nie, nic bardziej mylnego! Swoją obecność zaznaczyć musiał jeszcze Xavi Hernandez. Pan trener na pomeczowej konferencji powiedział, że w zasadzie to byli lepsi w każdym z pojedynków przeciwko Realowi i Gironie. Tylko brakowało im szczęścia. No po prostu Koń by się uśmiał. Ten człowiek serio wierzy w to co mówi? W dwumeczu z Gironą traci 8 bramek, z Realem 5, a na możliwych 12 punktów z tymi przeciwnikami zdobywa okrągłe 0. To samo się komentuje.

Jakby to powiedział Max Verstappen: Gdyby Mama miała jądra to by była tatą. Mniej więcej to wynika z wywodów Xaviego.

Szkoda, że taka legenda futbolu w tak spektakularny sposób niszczy swoją markę oraz samą Barcelonę. Cóż, ktoś tu po prostu jest masochistą.

,,Oops!…I Did It Again” – Real w finale Ligii Mistrzów

Przyznaję, że ten tekst chciałem opublikować kilka dni wcześniej, jednak z powodów obiektywnych robię to dopiero dziś (sobota 11 maja). Do tego czasu zdążyliśmy dowiedzieć się kto 1 czerwca zagra na Wembley w finale Champions League. Są to Borussia Dortmund oraz Królewscy. Pierwsi z nich dokonali tego wbrew wszystkim (w tym również mi, zwłaszcza, że pierwotnie zakładałem, że BVB nie wyjdzie nawet z grupy – taki ze mnie ,,ekspert”), natomiast podopieczni Carlo Ancelottiego uczynili to w typowym dla siebie stylu. Po niezwykle emocjonującym dwumeczu z Bayernem, z wynikiem 4:3 awansowali do finału. Niezwykle interesujący był mecz na Estadio Santiago Bernabeu. Gdy wydawało się, że to Bayern awansuje (do 88. minuty prowadzili 1:0 i 3:2 w całej rywalizacji) to nagle wszedł On, jak na Białym koniu pojawił się Joselu, który zdobył dwie bramki na wagę awansu. Przyznam, że sam już odnosiłem wrażenie, że to Bawarczycy będą w finale, zwłaszcza, że Neuer świetnie bronił (jak się okazało – do czasu), jednak z tyłu głowy miałem to, że mamy do czynienia z Realem Madryt, tym samym do końca spotkania wiele się wydarzy. Dokładnie tak też się stało i Królewescy pokazali dlaczego są w tym a nie innym miejscu. Oni chyba to uwielbiają, nie byliby sobą gdyby nie dotarli do kolejnego etapu LM, bez takiej dramaturgii i zdobycia kilku bramek w końcówce meczu. De ja vu.

Obrazek wyróżniający: Pixabay

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *