KuchniaLifestylePasjePodróżeTOP

Wakacyjna oaza spokoju, uroku i niezapomnianych wrażeń

Próbując naprawić swoje wspomnienia z zatłoczonej i dość brudnej Grecji, postanowiłam podjąć kolejną próbę wycieczki do krajów śródziemnomorskich. Mój wybór padł na Cypr, a dokładnie na Paphos. Miejsce, które dzięki niezliczonym zabytkom zostało wpisane na listę UNESCO i jest jednym z najlepszych miejsc na urlop na Cyprze. Miasteczko to okazało się to strzałem w dziesiątkę. Zachwycająca infrastruktura, bliskość morza, plaże zarówno piaszczyste, jak i kamieniste, a co najważniejsze – mało turystów. Niczego więcej do szczęścia nie było mi potrzeba.

Tombs of Kings, czyli Grobowce Królewskie

Myślę, że warto tu przyjść, nawet jak się nie lubi archeologii i „grobów”, bo groby to dużo powiedziane. Tak naprawdę nigdy nie spoczął tam żaden król, a w okresie hellenistycznym i romańskim chowano w nich pafijskich arystokratów i innych dostojników, którzy między innymi zarządzali wyspą. Jest tu około 100 grobów wykutych w litej skale i wszystkie znajdują się pod ziemią. Praktycznie wszystko można dotknąć oraz wszędzie wejść.  Z tego miejsca jest też cudowny widok na morze i na wrak statku. Za wejście zapłaciłam 2,5 Euro. Przy kasie są darmowe ubikacje, co dla mnie było bardzo istotną kwestią (zwiedzanie tego miejsca zajęło mi ponad dwie godziny, bo teren jest naprawdę ogromny). Dodatkowo pogoda w lutym ułatwiła zwiedzanie, bowiem cienia nie było tam za wiele.

Skała Afrodyty

Był to dla mnie obowiązkowy punkt wycieczki na Paphos. Miejsce położone jest ok. 25 km od centrum i można wybrać się tam autobusem, lecz z racji tego, że o tej porze roku nie ma tam sezonu, godziny odjazdów były skrócone. Postanowiłam wybrać się tam z wycieczką i chociaż nie spędziłam tam tyle czasu ile chciałam, miejsce od razu mnie zachwyciło. Piękna plaża, woda ciepła i praktycznie bez fal, a na niebie widać latające nisko samoloty. Tylko leżeć i wypoczywać. Zgodnie z legendą, bogini miłości i piękna – Afrodyta wyłoniła się w tym miejscu z morskich fal i w intencji znalezienia miłości należy pięć razy opłynąć skałę. Dodatkowo na plaży znajdują się kamienie. Jeśli znajdziemy taki, który przypomina serca i ukradkiem podłożymy go ukochanej osobie, ta zostanie z nami na zawsze, a miłość będzie trwała wiecznie. Miejsce jest wybitnie pocztówkowe, koniecznie trzeba je odwiedzić.

Komunikacja miejska

Poruszałam się autobusem oraz pieszo. Na Paphos nie jeździ wiele linii autobusowych, ale za to odjazdy są co około 15 min. Nigdzie nie uświadczymy rozkładu, musimy stać na przystanku i czekać. Ważne jest to, że biletu nie da się kupić online, ani w kiosku. Jedynym sprzedawcą jest kierowca autobusu, lecz zdarza się iż na pętlach (np. w porcie) możemy kupić jednorazowy bilet.

Port oraz zamek w Paphos

Od miejsca, w którym się zatrzymałam do portu można było dostać się autobusem i pieszo. Z racji tego, że droga prowadziła wzdłuż plaży wybrałam się na 5 km wędrówkę, a idąc natrafiłam na latarnie i wykopaliska oraz na plaże z muszelkami. Nie spotkałam wielu turystów, co bardzo mnie ucieszyło. Kiedy już zbliżałam się do zamku, zaskoczył mnie brak przejścia do portu. Jedyną możliwością, aby się do niego dostać była trasa przez ostre wapienne skały, znajdujące się przy zamku od strony morza. Dawno nie doświadczyłam takiego stresu, ale po godzinnej walce – udało się. Jeśli chodzi o sam zamek, to szczerze nie polecam. Wejście kosztowało 2,5 euro, ale nic w tym zamku nie było. Wejść można było tylko na górę, aby poobserwować widok na port i morze. Jeśli ktoś koniecznie upiera się, żeby tam wejść – proszę bardzo, ale dla bardziej wymagających – szczerze odradzam.

Sam port jest bardzo urokliwy, szeroki i charakteryzuje się dużą ilością palm (można poczuć się jak w Las Vegas). Najważniejsze było to, iż ceny były naprawdę przystępne. Za dobry cypryjski obiad złożony z lokalnej ryby można zapłacić w granicach 10 – 17 euro. Moim odkryciem okazała się knajpa The Moorings na promenadzie. Obsługa na wysokim poziomie, a wszystkie owoce morza były świeżutkie, na czym bardzo mi zależało. Degustację rozpoczęłam od krewetek zapiekanych z serem feta i pomidorami (uczta dla podniebienia), a następnie przeszłam do dania głównego – ośmiornicy. Miękka, nie gumowata, czyli taka jaka miała być. Jeśli miałabym okazję zjeść jeszcze raz owoce morza na Cyprze, to tylko tam.

Aurelia Bryła

Studiuję na III roku Dziennikarstwa i komunikacji społecznej na KUL. Z wykształcenia jestem technikiem weterynarii. Uwielbiam podróżować. Jestem bardzo otwartą, kreatywną i ciekawą świata osobą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *