Reportaż społecznyTematy społeczne

Jedno wystarczy by ruszyło domino – kłamstwo w uzależnieniu

Nawet nie pijąc od dwóch lat nadal nie ufa sobie w stu procentach. Uzależnienie doświadczyło nie tylko ją, ale także jej najbliższych. Mimo to, dzielnie zmaga się z własnymi „demonami”. Poznajmy fragment tej historii.

Źródło: Pixabay

Uzależnienie od alkoholu występowało już w tej, pozornie zwyczajnej rodzinie. Tym razem jego ofiarą padł inny członek. Beata na własnej skórze odczuła współuzależnienie, przez problem ojca, oraz kilka lat później własne uzależnienie. Ono natomiast obciążyło jej męża i dwójkę dzieci. Jest kobietą po czterdziestce. Choroba odcisnęła na niej swoje zarówno fizyczne jak

i psychiczne, piętno. Dzisiaj, po przebytych dwóch odwykach i prawie trzech latach abstynencji, ma całkiem inne spojrzenie na świat.

Zanim pojawiły się chociażby najmniejsze objawy nadciągających ciężkich czasów, alkohol stanowił naturalną część rzeczywistości. Drink w weekendowy wieczór, piwko czy dwa podczas rodzinnego grilla. W końcu święto w Polsce bez „kielicha”, to nie święto. Potem jednak nadeszły zmiany i każdy, nawet niski, procent w napoju stał się narkotykiem. Nagle takie podstawy, jak zdrowie psychiczne, szczerość, trzeźwość; przerodziły się w gwiazdki z nieba. Alkohol zaczął być dla tej czwórki tematem tabu. Jeszcze nim pojawiły się konkretne pytania, lub próby rozwiązania problemu, sprawa trafiała pod dywan. Zamieciona w imię „spokoju” i reputacji wśród społeczności sąsiedzkiej, a nawet bliższej rodziny. Czy była to czynność, która powinna mieć miejsce? Na pewno nie. Była za to w stu procentach odruchem bezwarunkowym. Kiedy do wszystkich mieszkańców tego jednorodzinnego domu dotarła istota problemu, zaczęło się oczyszczanie zaniedbanej, ropiejącej rany. Nie było to łatwe ale nie zawsze to co nie nastręcza kłopotów jest pożądanym rozwiązaniem.

Sama czasami myślała o odwyku, jednak powstrzymywał Ją wstyd i twierdzenie, że poradzi sobie z własnym problemem. Nie brała go jednak na początku jako taki. Uważała, że nie ma żadnej trudności w zaprzestaniu picia i utrzymywała myśl: Skoro wszyscy piją, nikt nie widzi w tym nic złego, to ona też może. Na terapii potrafiła okłamywać psychologa, nie wiedząc, że okłamuje przy tym samą siebie. Pierwsze kłamstwa zawsze są skierowane ku własnej osobie i zawsze są nieświadome. Grupie wsparcia wmawiała, że wszystko ma pod kontrolą. Cieszyło Ją samo kłamstwo i to, że udało się Jej kogoś okłamać. Jak kogoś okłamałam i myślałam, że uwierzył, cieszyłam się, że będę mogła dalej pić i nikt się nie będzie czepiał. Beata właściwie została przez męża siłą zaciągnięta do szpitala, a czarę goryczy dodatkowo przechyliła choroba psychiczna córki. Po części za namową, po części obwiniając się o zły stan zdrowia dziecka zgodziła się na ten radykalny dla niej krok. Dopiero podczas pierwszego pobytu na oddziale pół-zamkniętym dotarła do niej świadomość o sytuacji

w jakiej się znalazła. Jak sama twierdzi, miała już dość wycieńczony organizm – przed odwykiem piła cały czas by uniknąć kaca i quasi trzeźwych wyrzutów sumienia. W takim stanie nie miałaby siły zgłosić się dobrowolnie. Pierwszy pobyt trwał dwa miesiące.

Po pierwszym odwyku byłam za bardzo pewna siebie. – twierdziła, że skoro jest już zdrowa, to od czasu do czasu może sobie pozwolić chociażby na lampkę wina do obiadu, szampana przy jakiejś okazji. Potem zaczyna się kombinowanie. Od mniejszych ilości do większych. Znów zaczyna okłamywać siebie i bliskich. Domino kłamstw rusza z nieubłaganym tempem i zanim jesteśmy zdolni to spostrzec osoba uzależniona znajduje się w tzw. „ciągu alkoholowym”. Nie będąc w stanie odróżnić rzeczywistości od pijackich urojeń. Kłamstwo znów staje się środkiem do celu – do picia. Beata mówi: po nim łatwiej jest sięgnąć po butelkę. Cała choroba mogłaby uchodzić za jedno wielkie zaprzeczenie. Jak już udawało Jej się zachować w miarę trzeźwy stan, była pewna, że skoro może przestać, może sobie także pozwolić na picie. Tak tworzyło się zamknięte koło.

Jeśli chodzi o najbliższych uzależnionej – nie zauważała, że ich krzywdzi. Myślała tylko

o sobie i swojej małej bańce mydlanej wypełnionej nieświadomością, a w końcu nawet nienawiścią do siebie. Przychodzące w najgorszych momentach myśli samobójcze uświadamiały Jej jedynie to, że jej zniknięcie będzie ulgą dla tych, których zostawi. W końcu to życie należało do niej i mogła nim sama rozporządzać. Poza tym jest na tyle problematyczna, że bez przeszkód mogłaby odejść. Konsekwencją takiego myślenia był o jeden pijany kierowca w ruchu ulicznym więcej.

Na drugi odwyk trafiła po dwóch i pół latach abstynencji. Zapiła. Był to zdecydowanie bardziej świadomy i owocny pobyt. Uzmysłowiła sobie, że wszystko jest po coś. Może po pierwszym nie poznała siebie na tyle by zacząć od nowa. Od czystej białej kartki. Oczywiście wiedziała tym razem, że przeszłości nie da się oddzielić grubą kreską i udawać, że nic z tego nie miało miejsca. Z drugiego wyszła z pokorą wobec życia, wiedząc że może zadziać się coś nieoczekiwanego. Czemu musi stawić czoła, bo komplikacje Jej nie ominą. Pijany człowiek nie rozwiązuje problemu, tylko go od siebie odsuwa. Zakłamuje rzeczywistość na korzyść picia.

Często, ludzie którzy mają silne poczucie sprawiedliwości i tendencję do samodyscypliny, próbują zadośćuczynić wszystkie popełnione błędy. Ból i brak opieki, jaką powinna sprawować jako matka, sprawił że w rodzinie pojawiło się wiele niedopowiedzeń. Do tej pory nie rozmawiano na tematy związane z zaufaniem czy wspólną zależnością. Życie toczyło się bez głębszej analizy. Teraz jednak wszyscy od nowa musieli uczyć się zwierzania i pokładania nadziei w innych, a także wyrażania opinii, uczuć i stanu psychicznego. Zdecydowanie nie sprzyjało temu potajemne zaciągnięcie przez Beatę pożyczki by wynagrodzić nieobecność w sposób najgorszy, bo materialny. Tajemnica ta wychodząc na jaw oczyściła trochę gęstą od jakiegoś czasu atmosferę. Od tej pory kobieta postrzega kłamstwa, nawet te w dobrej wierze, za niesprawiedliwe i krzywdzące.

Terapia w uzależnieniu od alkoholu polega na zrozumieniu siebie. Tak zwani „trzeźwi alkoholicy” często miewają sny alkoholowe, po których miewają „porannego kaca”. By zrozumieć skąd i dlaczego się biorą należy poznać siebie. Przy epizodycznych nawrotach złego samopoczucia i zwątpienia we własną osobę, rozkłada się emocje i wydarzenia na czynniki pierwsze i rozważa je. To jest natomiast niemożliwe do wykonania bez jakiejkolwiek pracy nad sobą. – Alkoholik, nawet ten niepijący od wielu lat, jest zmuszony zmagać się z życiem i postrzeganiem go przez społeczeństwo jako kogoś gorszego sortu. Więc poza własnymi słabościami musi pokonywać przeszkody rzucane mu przez otoczenie.

Beata mówi: Nie dałabym sobie uciąć najmniejszego palca, że do końca życia nic nie wypiję. W tym momencie, nie pijąc już od ponad dwóch lat, stara się nadrobić wszystko, co ominęło ją i jej rodzinę. Nie jest to jednak możliwe, dlatego to co może zrobić, to żyć tu i teraz, wspierając najbliższych i dać z siebie tyle ile potrafi. Jest „trzeźwym alkoholikiem” i teraz już wie, że nie ma czegoś takiego, jak „picie kontrolowane”. Alkoholizm można zaleczyć ale nie wyleczyć.

Żeby zacząć odwyk trzeba chcieć się leczyć i widzieć dla siebie szansę. Mieć wiarę,

że małymi krokami będzie się iść do przodu. Nie zakładaj trzeźwości na lata, miesiące, a nawet tygodnie do przodu. Za to po każdym dniu abstynencji stań przed lustrem i powiedz sobie, że dałeś radę. – podkreśla Beata. Jak sama radzi: Człowiek uzależniony powinien nauczyć się prosić o pomoc i w pierwszej kolejności zadbać o siebie, żeby potem zadbać o innych. Szczerość natomiast jest kluczem, własnoręcznie stworzonym by stanąć w szranki z koszmarami tej choroby.

Karolina Sidor

Jestem studentką III roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na KUL-u. Interesuję się literaturą, sztuką oraz, od niedawna, uprawą roślin domowych. Wierzę w szczerą i dobrej jakości pracę dziennikarską.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *