GP Belgii: Max pierwszy, czyli wszystko po staremu

Klasycznie w tym sezonie, nie wszyscy kierowcy dojechali do mety. Verstappen pomimo startu z 15. pozycji, kończy rywalizację na najwyższym miejscu podium, Latifi eliminuje inne bolidy, a zespół Ferrari znów pokazuje Grande strategie.

Przesunięcie na linii startu

Regulamin F1 jasno określa kary za dodanie zmian w silnikach swoich bolidów, często zdarzają się pojedynczy kierowcy startujący z końca lub połowy stawki, pomimo dobrych czasów w kwalifikacjach. Wyścig w Belgii był o tyle ciekawy, że kary otrzymało aż siedmiu zawodników. Z tego powodu Max Verstappen pomimo bycia najlepszym w sobotę, rozpoczynał wyścig z 15. pozycji. Holender pokazał, że zeszłoroczny tytuł Mistrza Świata nie trafił w jego ręce przez przypadek. Już podczas ósmego okrążenia zajmował 3. miejsce, ostatecznie kończąc wyścig jako lider z bezpiecznym zapasem do drugiego Pereza i trzeciego Sainza.

Pechowi na torze

Na pierwszym okrążeniu udział w rywalizacji zakończył Hamilton. Brytyjczyk ostro walczył o pozycję z Fernando Alonso i popełnił błąd. Źle wymierzył odległość między bolidami, w wyniku czego jego pojazd najechał na przednie koło oponenta i wyleciał w górę. Kierowca Mercedesa początkowo chciał kontynuować jazdę, jednak po konsultacji z technikami musiał zjechać do boxu. Cała sytuacja zdenerwowała Alonso, „Co za idiota! Zamknął mi drzwi po zewnętrznej! Mieliśmy fantastyczny start, ale ten gość potrafi tylko jeździć, gdy startuje jako pierwszy” – wykrzyczał Hiszpan do swojego teamu. Emocje jeszcze nie zdążyły opaść, a już na kolejnym okrążeniu doszło do nowego zderzenia, tym razem pomiędzy Latifim, a Bottasem. Kanadyjczyk wypadł sam z toru na żwir, a przy próbie powrotu, uderzył w kierowcę Alfy Romeo. Finlandczyk musiał pożegnać się z wyścigiem, jednak w tym przypadku nie było nam dane usłyszeć reakcji na zachowanie rywala z Williamsa.

Włoska strategia

Team Ferrari miał w tym sezonie nadzieję na walkę z Red Bullem o mistrzostwo, jednak to nie zespół Byków jest największym rywalem Włochów, a ich własne problemy. Kibice przecierają oczy ze zdumienia, kiedy widzą kolejne decyzje podejmowane przez Mattie Binotto. Charles Leclerc jadący na 5. pozycji dostał polecenie od teamu, aby na ostatnie okrążenie zmienić opony i powalczyć o dodatkowy punkt za najszybszy przejazd. Monakijczyk wyjeżdżając z pit stopu zrównał się z goniącym go Alonso, całe ostatnie okrążenie walczył o pozycję, przez co nie mógł zdobyć dodatkowego punktu. Kibice włoskiej drużyny odetchnęli z ulgą dopiero pod koniec, kiedy to ich kierowca dzięki nowym oponom dał radę wyprzedzić Hiszpana, co zapewniło mu taki sam wynik jaki miałby bez wprowadzenia w życie „fantastycznej strategii”. Szczęście jednak nie trwało długo, ponieważ sędziowie nałożyli na Leclerca karę za zbyt szybką jazdę w alei serwisowej i kierowca spadł na 6. miejsce. Chytry traci dwa razy, a kibice Ferrari nie wiedzą, czy się śmiać czy płakać.

Krystian Grądkowski

Student dziennikarstwa. Głównie o sporcie. Czasem skrobnę jakiś wywiad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.