Gość Coś NowegoKulturaMuzyka

Od wielkich scen do sługi Bożego. Rozmowa z księdzem Maciejem Czaczykiem

Wygrywając w wieku siedemnastu lat drugą edycję programu Must Be the Music. Tylko muzyka miał przed sobą otwarty cały muzyczny świat. Dwa lata po tym wydarzeniu zdecydował się wstąpić do seminarium i przyodziać sutannę, którą nosi po dziś dzień. W rozmowie o muzyce, wierze i odkrywaniu siebie – ksiądz Maciej Czaczyk.

Krystian Grądkowski, Coś Nowego: Zaczynając od strony muzycznej. Jak pojawiła się muzyka w życiu Księdza?

Ks. Maciej Czaczyk: Trochę rodzinie się muzykowało. Rodzice widzieli, że ładnie śpiewam i tak postanowili mnie zapisać najpierw na pianino. Tak się zaczęła przygoda z muzyką i śpiewaniem. Później gitara którą sam wybrałem i tak się to dalej potoczyło, ale to dzięki rodzicom i rodzinie.

KG: Gitara którą zafascynowana była Kora.

Ks. MCz: Tak. Gitara w pewnym momencie była takim moim całym życiem i miałem ochotę nawet ją sobie wytatuować. Stała się dla mnie trochę takim bożkiem. To był dla mnie cały świat, tak dużo spędzałem przy niej czasu, że rzeczywiście w miarę szybko jakieś tajniki ogarnąłem, a później był program.

KG: Wspominał Ksiądz w innych wywiadach, że również sfera duchowa była od dzieciństwa bardzo mocna. Święty Augustyn mówił: kto śpiewa, dwa razy się modli.

Ks.MCz: Tak! Sfera duchowa była od początku we mnie. Natomiast nigdy nie podchodziłem do muzyki jako formy modlitwy, nie myślałem o niej w taki sposób. Muzyka była pasją, zainteresowaniem, ale w pewnym momencie stała się religią dla mnie. W okresie buntu na chwilę odstawiłem wiarę w Pana Boga i myślałem, że muzyka mi zastąpi moją religijność, moją wiarę. Myślałem, że szczęście osiągnę spełniając swoje pragnienia i pasje. Okazało się, że to był zamiennik, który nie dał szczęścia. Muzyka stała się celem i okazało się, że to nie jest dobry cel, że on mi nie wystarcza. Musiałem jakoś to przewartościować, trochę przewrócić swoje życie. Zobaczyć, że to tylko środek, narzędzie do innych spraw, a prawdziwy cel jest gdzie indziej.

KG: Wygrywając w wieku siedemnastu lat program z którego wcześniej wypłynął zespół Enej, później LemOn, łatwo przegrać z pokusami zdobywając kontrakt muzyczny i nagrodę pieniężną.

Ks.MCz: Tak, to był szał. Chociaż ja miałem do tego takie zdystansowane podejście. Mnie interesowała muzyka i gitara, moja pasja. Miałem taką zajawkę na to, że pieniądze i te rzeczy po prostu mnie nie podpalały, chociaż na pewno pompowały taką pychę i zadufanie. Kontrakt rzeczywiście podpisałem, po roku wydałem płytę z Robertem Jansonem z Varius Manx, nagrywałem ją w Łodzi. Wtedy zaczęło się życie artystyczne, życie artysty.

KG: Dość szybko też, bo zaraz po maturze, zdecydował się ksiądz na wstąpienie do seminarium.

Ks.MCz: Tak, dokładnie. Ja bym sobie takiego scenariusza nie wymyślił, ponieważ to wszystko bardzo szybko się działo, a jednak trochę udało się już wtedy zrobić. Może to nie była jakaś wielka kariera, ale początek był genialny i wiele spraw się układało. Muszę podkreślić, że to nie było tak, że ktoś mnie skrzywdził w showbiznesie. Mówiłem o tym wiele razy. Doświadczenia, wiele spotkań, wiele ciekawych ludzi których spotkałem i do dziś z pojedynczymi osobami mam kontakt. Natomiast szybko się to potoczyło i przed maturą stwierdziłem, że muszę coś zmienić, ogarnąć swoje życie, bo nie wiedziałem co dalej. Odbyłem rekolekcje, których się nie spodziewałem. Czasami w życiu są takie momenty, że człowiek nawet nie wie, że spotyka Pana Boga, że Pan Bóg go spotyka i dotyka wewnętrznie nawet jeśli człowiek nie do końca się na to nastawia. Mnie Bóg znalazł w ciszy, na nartach w Alpach. Cisza, to właśnie w niej odnalazłem głos, to czego pragnę, dokąd zmierzam, kim jestem… Dzięki temu zacząłem przed maturą zastanawiać się o co w życiu chodzi, jak iść dalej. Podjąłem decyzję o wstąpieniu do seminarium od razu, a że od dziecka chciałem być księdzem to dla wielu moich znajomych, przyjaciół i przede wszystkim rodziny nie było to jakimś wielki zaskoczeniem, bo oni od czasów mojej podstawówki słyszeli, że ja chcę być księdzem (śmiech).

KG: A nie było słychać głosów: wariat, odpuszcza karierę muzyczną?

Ks.MCz: No tak, tak. Takie głosy słyszałem od ludzi i widziałem na internecie. Później już wcale nie patrzyłem, ale na samym początku jak media podchwyciły temat, czyli dziesięć lat temu, to wtedy widziałem niezrozumienie, wręcz hejt czasami, że: co to jest za człowiek? Zwariował. Zmarnował miejsce w programie, ktoś mógł skorzystać, a on po prostu zrezygnował.

KG: Widziałem też absurdalny komentarz pod wideo z programu, który wręcz błagał o to, żeby Ksiądz porzucił ścieżkę wiary i wrócił do muzyki.

Ks.MCz: (śmiech)

KG: Ale czytając komentarze można znaleźć również wiele pozytywnych reakcji. Np. uczniowie chwalili się, że Ksiądz ich uczył, a parę lat temu wywijał jeszcze na scenie i często podkreślane jest to, że Ksiądz nadal potrafi porwać, tylko teraz nie muzyką, a wiarą.

Ks.MCz: (śmiech) Tak, ale z muzyki nie zrezygnowałem. To też jest takie ciekawe, że ktoś mówi żebym wrócił do muzyki. Ja może i zrezygnowałem z bycia muzykiem w pełnym wymiarze. Nie żyje z muzyki, ona tylko narzędziem, ale ciągle gdzieś tam gram. Można mnie czasami zobaczyć na koncertach. Co prawda nie są to rzeczy które służą jakiemuś lansowaniu, raczej są one takie bardziej osobiste lub religijne. Ostatnio grałem na Świętym Krzyżu, koncercie pasyjnym, który będzie w Wielki Piątek w telewizji. Piękny koncert na którym śpiewał Krzysztof Cugowski, Alicja Węgorzewska, Arka Noego i inni artyści. Ostatnio jechałem też do Wadowic na koncert dla Jana Pawła II. Zdarza się tak, że jestem na jakichś koncertach, także muzykę generalnie robię. Napisałem rockowy hymn szkoły katolickiej, który śpiewają dzieciaki i absolwenci i który był puszczany nawet w radiach w Szczecinie. Muzyka ciągle się pojawia, ale jest raczej pretekstem, narzędziem do pokazania, że jest coś więcej, że to nie jest szczyt pragnień, a szczęście można i warto odkrywać głębiej.

KG: Historia Księdza, chociaż bardzo ciekawa, to nie jest pierwszą tego typu. Np. Tau, z którym Ksiądz miał okazję grać, od naprawdę dużego rapera przeszedł w stronę wiary i skupił się na Bogu czym stracił część słuchaczy.

Ks.MCz: Ale też zyskał wielu słuchaczy i odkrył pewne nowe rejony. Ja nie chcę mówić za Piotrka, bo znam Tau i uważam, że jego historia jest bardzo podobna, nawet działa się w podobnym czasie co moja. Chcę powiedzieć, że z jednej strony coś zostawiasz, tracisz coś, znajomych, fanów, ale przynajmniej ja mam takie poczucie, że zyskujesz stokroć tyle. Może nie tak jak ludzie widzą, ale naprawdę zyskujesz. Ja zyskałem o wiele więcej niż się mogło wydawać.

KG: Czy doświadczenie sceniczne przekłada się na kazania, trafianie do ludzi?

Ks.MCz: Na pewno jeśli chodzi o taką samą sferę warsztatową, czyli wystąpień publicznych, to moja przeszłość jest mi pomocą, bo nie mam jakiegoś paraliżującego stresu. Tylko to jest mała pomoc, a najważniejsza jest treść w kazaniu i ogólne w życiu – treść! Treści nie da się ze sceny zabrać, można na podstawie jakiejś obserwacji budować treść, ale ona ma być duchowa. Generalnie wszystko co ja głoszę i mówię biorę od Jezusa z modlitwy, tu scena nie ma już znaczenia, bo ze sceny nie będę ściągać przemyśleń. Potrzebuje kontaktu z Bogiem, żeby słowo było Boże, nie moje. Oczywiście oparte o świadectwo, bo ja też mówiłem na rekolekcjach o swoim doświadczeniu i swoim życiu. To jest taki pretekst do rozpoczęcia głębszej rozmowy, ale później trzeba zacząć, nie można na tym spocząć. Gdybym bazował na tym co na scenie to już dawno bym się wypalił.

KG: Czyli sposób wypowiedzi można wziąć ze sceny, a to co mówić, od Boga?

Ks.MCz: Dokładnie! Trzeba słuchać Słowa Bożego, modlić się i być człowiekiem duchowym. Jak jest ksiądz duchowny, to ma być faktycznie duchowy, a nie jakiś showman który coś opowiada i błyszczy na ambonie. Ja się tego uczę i wiem, że potrzebuje modlitwy żeby głosić Słowo Boże, ale rozumiem, że tak to musi być.

KG: Odbijając trochę od tematu, nie mogę nie zapytać o różne talent show muzyczne. Czy Ksiądz ogląda, śledzi?

Ks.MCz: Przyznam, że nie śledzę. Nie mam telewizora nawet, także widzę tylko to co mi się czasem na internecie wyświetli. Jakiś artykuł, że ktoś zagrał w talent show, czy to amerykańskim czy polskim. Podziwiam i cieszę się z tego, że oni spełniają swoje marzenia i talenty. Na rekolekcjach mówiłem, że takie wzbudzanie pragnień u dzieci, np. jak rodzice pchają potomka za wszelką cenę do programu, nie jest zbyt dobre, bo dzieciaki myślą, że to szczyt marzeń i pragnień, a gdy to osiągają to życiorysy często się knocą. Także to nie do końca dobre, ale też żeby nie zrozumieć, że jestem przeciwny takim programom. Nie jestem przeciwny, ale trzeba robić to naprawdę mądrze i pokazać, że to nie jest szczyt, że to pewne narzędzie, etap który możesz zobaczyć i pracować w pokorze. Natomiast jeśli chodzi o ostatnie programy, to przyznam się, że oglądałem z moim kolegą wikarym i księżmi w parafii. Oglądaliśmy parę odcinków The Voice Senior, ciekawe było nie tylko jak ci ludzie śpiewają, ale też ich życiorysy. Dla tych historii warto obejrzeć, bo show to nie tylko śpiew, ale i pokazane przeżycia.

KG: Jeśli chodzi o muzykę, to czy Ksiądz ma ulubiony gatunek, może artystę?

Ks.MCz: Nie mam takiego gatunku. Słucham różnej muzyki. Zaczynałem od bluesa i pierwsze moje akordy czy improwizacje na gitarze były bluesowe. Teraz mniej słucham bluesa, trochę go zostawiłem, chociaż gitarowo gram dalej. Bardzo lubię słuchać gitarzystów czy takiej spokojniejszej muzyki. Takiej trochę jazzowej, nie trudnej odjechanej, ale lajtowej. Lubię polskich wokalistów, ale klasyków np. Muńka Staszczyka z T.Love w starszych przebojach. Przyznam, że ramy bardzo mi się pootwierały, słucham różnych rzeczy. Szopeena, Leszka Możdżera…

KG: Wydaje mi się, że jeśli chodzi o muzykę stricte religijną to nastąpił jej pik i bardzo mocno stoi artystami np. wspomniany już Tau, niemaGotu, Exodus 15. To może być dla ludzi takim początkiem, zaproszeniem do nawrócenia i kontaktu z Bogiem.

Ks.MCz: Jak najbardziej, muzyka otwiera serce i to każda muzyka. Ogólnie kultura otwiera człowieka na duchowość. Kultura oderwana od kultu staje się odpadkiem i teraz pytanie jaka treść kryje się za kulturą i muzyką. Jeśli będąc muzykiem wsączasz w duszę człowieka zło i nienawiść, a jest taka muzyka która we mnie budzi takie emocje, to jesteś trochę narzędziem zła. Muzyka otwiera serce i wlewa do niego treść. Jeśli ktoś tworzy piękno i duchowo jest ku dobru skierowany, to będzie w ludziach je zasiewał. Ja nie mówię, że od razu trzeba wprost zaśpiewać o Bogu. Wiele osób śpiewa praktycznie o Panu Bogu ale nawet o tym nie wie. Jest wiele takich artystów którzy śpiewają o miłości w taki sposób, że tak naprawdę szukają Boga, albo Go znaleźli. Muzyka to wielki nośnik i ważne żeby faktycznie dawała piękno.

KG: Dziękuję bardzo za rozmowę.

Ks.MCz: Dziękuję. Szczęść Boże.

Krystian Grądkowski

Student dziennikarstwa. Głównie o sporcie. Czasem skrobnę jakiś wywiad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *