Gość Coś NowegoTOP

„Nie gramy piosenek, których nie lubimy” – rozmowa z Arturem Gadowskim

Podczas drugiego dnia KULturaliów organizowanych przez Uczelniany Samorząd Studentów KUL na scenie wystąpił zespół IRA. Z Arturem Gadowskim, liderem legendy polskiego rocka, porozmawialiśmy o zaangażowaniu zespołu w pomoc dla Ukrainy, wspomnieniach z jarocińskiej sceny oraz o planach związanych z 35-leciem zespołu.

Aleksandra Szymczak, Coś Nowego: Jak się Pan czuje u nas w Lublinie?

Artur Gadowski, IRA: Fajnie się czuję, chociaż byłem bardzo stremowany i zdenerwowany, bo był to nasz pierwszy koncert plenerowy w tym roku. Ułożyliśmy zupełnie nowy program koncertowy i nie wiedzieliśmy czy nam się to wszystko uda. Dzisiaj premierowo Sebastian, nasz gitarzysta zagrał w jednym utworze na perkusji, co było też sporym wyzwaniem dla niego, ale było fajnie i okazało się, że dobrze to wymyśliliśmy. Ten układ programowy piosenek i krótki set akustyczny w połowie koncertu to dobry pomysł, bo publiczność była zadowolona. Teraz już się czuję bardzo dobrze, jestem spokojny i już się nie denerwuję.

AS, CN: Woli Pan grać na takich wydarzeniach jak festiwale czy juwenalia, czy jednak preferuje Pan bardziej kameralne koncerty?

AG: Na festiwalach niekoniecznie, chociaż zależy też jaki to jest festiwal. Jednak juwenalia to imprezy, które lubię od zawsze i w swojej karierze dużo graliśmy takich koncertów. Juwenalia są fajne, bo jest na nich dużo młodych ludzi, którzy mają jeszcze dużo energii i potrafią się na nich fajnie bawić, a to nas dodatkowo nakręca na scenie.

IRA podczas drugiego dnia KULturaliów
Fot. Jakub Powałka/USS KUL

AS, CN: Tegoroczne KULturalia solidaryzują się z Ukrainą. IRA od początku wojny angażuje się w pomoc dla naszych wschodnich sąsiadów. W kwietniu nagraliście utwór „Obejmij mnie” wraz z ukraińskim zespołem Okean Elzy i Stokłosa Collective Orchestra. Jaki był proces powstawania tego polsko-ukraińskiego utworu?

AG: Sprawa, można powiedzieć, jest banalnie prosta. Nasz znajomy, podobnie jak wielu Polaków, przyjął pod swój dach uchodźczynie z Ukrainy i okazało się, że mają znajomego w managemencie zespołu Okean Elzy. Z kolei nasz znajomy, który współpracuje z fundacjami pomagającymi Ukrainie znał Okean Elzy i zaczął z nimi rozmawiać o możliwości nagrania wspólnego utworu na rzecz pomocy. W ten sposób dotarliśmy do wokalisty zespołu, Swiatosława Wakarczuka, kompozytora i autora teksu „Obejmij mnie”. Zaproponowaliśmy, że zrobimy tę piosenkę trochę inaczej niż jest w oryginale, chociaż bez dwóch zdań jest przepiękna. Chcieliśmy, żeby była to piosenka dwujęzyczna, ale bez zmiany tekstu – po prostu ja zaśpiewam po polsku, Swiatosław po ukraińsku, bo jest to piosenka zarówno dla Polaków, jak i Ukraińców. Swiatosław bardzo się ucieszył na tę propozycję, a później wszystko potoczyło się błyskawicznie.

AS, CN: W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że przez 35 lat kariery, żaden utwór nie wywołał w Panu takich emocji podczas śpiewania.

AG: Ten utwór, jego treść, ta melodia, to co się dzieje w Ukrainie i opowieść, która jest w tej piosence, to taki ładunek emocji, który trudno opanować. Mnie też było bardzo trudno zaśpiewać mój fragment, bo chociaż śpiewam tylko zwrotkę i refren, to było niezwykle ciężkie do udźwignięcia. Zresztą sam nagrywałem wokal, nie było ze mną żadnego realizatora, ani żadnego producenta. Chciałem to zrobić sam, w razie gdyby pojawił się moment, w którym emocje wezmą górę i się zablokuje. Zaśpiewałem jeszcze piosenkę, „Ile waży jedna łza”, która jest premierowym utworem. Tekst napisał Jacek Telus, a muzykę napisał Jacek Królik i to też była niespodziewana sytuacja. Najpierw Jacek wysłał mi tekst smsem i zapytał „Co o tym myślisz?”. Odpisałem mu: „Kurcze, no piękny tekst, rozumiem go i wiem czemu go napisałeś, ale co dalej?”. Wysłaliśmy tekst Jackowi Królikowi i dwa dni później była gotowa muzyka, a cztery dni później było już gotowe nagranie. Każdy z nas to robił w domu i po kilku dniach mieliśmy gotowy utwór pod flagą „Artur Gadowski i Tercet Elektryczny”.

AS, CN: Muzyka ma w trudnych czasach większą moc, silniejszy przekaz?

AG: Możemy się nad tym zastanawiać i tak do końca nigdy nie możemy być tego pewni, natomiast rolę muzyki w takich sytuacjach uświadomił mi Swiatosław Wakarczuk. Powiedział mi, że jakakolwiek piosenka, która będzie skierowana do tych ludzi na Ukrainie czy wykonywana z myślą o nich, będzie dla nich wsparciem. Może podniesie ich na duchu, a może zagrzeje do boju, kto wie? W każdym razie bagatelizowałbym tego, co może wywołać piosenka. Zapewniam – może wiele.

AS, CN: Nawiązując do silnych emocji. Po 29 latach IRA wraca na festiwal w Jarocinie.

AG: No tak, ja jeszcze nie bardzo umiem sobie to poukładać, bo minęło już tyle lat. Pamiętam nasz ostatni występ w Jarocinie. To wszystko było tak tragicznie zorganizowane, był kompletny chaos, chociaż chaos to bardzo eufemistyczne określenie. My mieliśmy grać około godziny 23, ale wszystkie koncerty tego dnia były tak poprzesuwane czasowo, że staliśmy pod sceną od 22 do 4:30 rano. I dopiero o 4:30 weszliśmy na scenę. Był świt, wstało słońce, połowa publiczności spała na trawie, a my musieliśmy zagrać swój koncert i tyle (śmiech).

AS, CN: W kwestii Jarocina ma Pan pewnie jeszcze jedno niezbyt miłe wspomnienie. W roku 1986 roku wraz z zespołem Kurcze Blade próbowaliście swoich sił na festiwalu…

AG: Tak, razem z Kurcze Blade pojechaliśmy do Jarocina, aby wziąć udział w przesłuchaniach w Jarocińskim Ośrodku Kultury. Osobą decydującą, czy zespół przejdzie dalej czy odpadnie, był Walter Chełstowski, a my chcieliśmy wystąpić chociaż na małej scenie. Powiedział nam wtedy, że to co robimy jest szalenie wtórne, takich zespołów są miliony i że może dajmy sobie z tym spokój. Oczywiście wtedy byliśmy na niego bardzo źli i nie zgadzaliśmy się z tym, ale z perspektywy czasu wiemy, że miał rację i jestem wdzięczny, że nam to uświadomił. I rzeczywiście, daliśmy sobie spokój jako Kurcze Blade, ale miesiąc później założyłem zespół Landrynki dla dziewczynki

AS, CN: Odbiera Pan powrót do Jarocina, gdzie będziecie świętować 35-lecie IRY, w jakiś symboliczny sposób? Chociażby ze względu na te trudne początki z festiwalem.

AG: Poczułem się fantastycznie w Jarocinie w 1991 roku, kiedy wystąpiliśmy jako zespół IRA pierwszy raz. Zaskoczyła mnie wtedy reakcja publiczności. Wydaliśmy wtedy album Mój dom, ale w zasadzie nie wiedzieliśmy co się z tą płytą dzieje. Nie mieliśmy żadnych informacji o sprzedaży, po prostu graliśmy koncerty, ludzie na nie przychodzili i było fajnie. Jarocin był już wtedy kultowym miejscem i dla zespołu takiego jak nasz była to poważna sprawa. Pamiętam, że wyszliśmy na scenę, zaczęliśmy grać i zobaczyliśmy totalne szaleństwo – ludzie śpiewali nasze utwory! Kilkutysięczny tłum ryczał razem z nami i to było przepiękne, fantastyczne przeżycie.

AS, CN: Czy po tylu latach koncertowania czuje Pan czasem wewnątrz jakieś wypalenie?

AG: Raczej nie i myślę, że to dlatego, że nam wciąż zależy. Zależy nam, żeby koncert był fajny, żeby publiczność była zadowolona, żeby ludzie wyszli uśmiechnięci po koncercie i żebyśmy my zeszli uśmiechnięci ze sceny. Dlatego nie gramy piosenek, których nie lubimy (śmiech). Gramy tylko te utwory, które nam sprawiają przyjemność. Myślę, że to jest recepta na to, by nie wpaść w rutynę i odklepywanie swojej roboty. Staramy się wciągać publiczność w nasze koncerty.

AS, CN: Żeby to był wspólny czas…

AG: Dokładnie. Odsłuchać naszych piosenek może każdy w jakimkolwiek streamingu czy płytach. Na koncercie musi dostać coś więcej, musi być częścią tego koncertu. Jeśli publiczność bierze udział razem z artystą w jego koncercie to jest to genialne. Dzięki takim chwilom można grać non stop ten sam program, ale za każdym będzie to inne przeżycie.

AS, CN: Przez ostatnie dwa lata pandemia ograniczyła koncerty, właściwie do zera. Jak przetrwaliście ten czas?

AG: Kiedy myślałem, że nic gorszego niż pandemia nie może nas spotkać, wybuchła wojna w Ukrainie, co sprawiło, że nie myślimy już o tym jako o najgorszej rzeczy. Przed pandemią byliśmy bardzo aktywnym zespołem, bo graliśmy od 80 do 100 koncertów rocznie, czyli praktycznie co trzeci dzień w roku byliśmy gdzieś na koncercie. I nagle to się skończyło. Nie można zagrać dla publiczności, nie można wyjść na scenę, co też przełożyło się na to, że nie można zarabiać. Było nam trudno zrozumieć, czemu ktoś nam zabrania pracować nie oferując w zamian nic. Teraz powoli wracamy do tego, co było przed lockdownem, chociaż nie jest łatwo.

AS, CN: Jakie plany ma IRA na najbliższe miesiące?

AG: Jesienią ruszamy w trasę koncertową, którą symbolicznie rozpoczniemy właśnie koncertem z okazji 35-lecia IRY w Jarocinie. Zagramy trochę inny materiał niż podczas KULturaliów, ale nadal będziemy grać to, co lubimy!

Aleksandra Szymczak

Studentka III roku dziennikarstwa. Słucham, czytam, mówię, w wolnych chwilach to spisuję. Kibic żużla i miłośniczka gór.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *