Gość Coś Nowego

„To, co pamiętam z moich pierwszych zawodów to wrażenie, że wszędzie leżą nogi…” – rozmowa z Jadwigą Pacek

Jadwiga Pacek jest zawodniczką i wielokrotną medalistką szermierki na wózkach. W wieku 14 lat uległa wypadkowi na rowerze w wyniku którego doznała uszkodzenia rdzenia kręgowego na odcinku piersiowym. Od tamtej pory porusza się na wózku inwalidzkim. To właśnie sport pomógł jej przezwyciężyć tę trudną sytuację i pozwolił na nowo czerpać radość z życia.

Jadwiga Pacek na zawodach rangi Mistrzostw Świata w Warszawie

Seweryn Zuzański, Coś Nowego: Szermierka to nie był pierwszy sport, który uprawiałaś, prawda?

Jadwiga Pacek: Tak, jak jeszcze mieszkałam w Lublinie jako pierwsze trenowałam łucznictwo, ale okazało się, że nie jest to sport dla mnie, ponieważ jest zbyt statyczny. Oprócz tego jestem certyfikowaną nurkinią, ale to raczej w ramach hobby. Próbowałam również innych sportów dla osób na wózkach na przykład tenisa stołowego, pływania czy handbike’a, ale raczej na poziomie rekreacyjnym.

S.Z., CN: Skąd w ogóle się wzięło twoje zamiłowanie do sportu?

J.P.: Ciężko powiedzieć, ale przede wszystkim chęć zrobienia czegoś ze sobą, żeby nie zamknąć się w domu. Przed wypadkiem i długo po nie miałam chęci ani siły, aby zacząć uprawiać sport. Nigdy nie byłam miłośniczką sportu, ale też nie siedziałam bezczynnie w domu. Próbowałam różnych rzeczy jednak przy niczym nie zostałam na dłużej. Potrzebowałam oderwania od codziennych obowiązków, co było też ważne dla mojego samopoczucia psychicznego.

S.Z, CN.:  Czyli zostanie sportowcem nie było twoim marzeniem z dzieciństwa?

J.P.: Nie, nigdy wcześniej nie przyszło do głowy. W gimnazjum i liceum chciałam zostać dziennikarką, ale nigdy nie widziałam swojej przyszłości w sporcie – nawet na amatorskim poziomie, nie wspominając o tym, że będę w kadrze narodowej.

S.Z, CN.: Co sprawiło, że wybrałaś szermierkę?

J.P.: Trochę przypadek. Kiedy przyjechałam do Warszawy, planowo tylko na semestr w ramach wymiany studenckiej, szukałam sobie czegoś, żeby zająć czas. Do mojego obecnego klubu trafiłam w ramach corocznej imprezy odbywającej się 11 listopada – Drużynowe Integracyjne Zawody w Szpadzie w 2012 roku, czyli zaraz po Igrzyskach Olimpijskich i Paraolimpijskich w Londynie. Poszłam zobaczyć jak w ogóle wygląda szermierka. Zanim przyjechałam do Warszawy słyszałam o sukcesach Polaków w tej dyscyplinie; między innymi Marcie Makowskiej czy Darku Pender. Zrobiło to na mnie spore wrażenie – jeszcze kilka tygodni wcześniej widziałam ich w telewizji, a teraz byłam z nimi w tej samej sali.  Dwa dni później przyszłam na swój pierwszy trening i tak zostało.

S.Z., CN: W Lublinie szermierka, a w szczególności szermierka na wózkach, nie jest zbyt popularna. Mogłabyś wyjaśnić na czym polega ten sport?

J.P.: W Lublinie nie było żadnej sekcji szermierczej, więc kiedy przyjechałam do Warszawy to była moja pierwsza styczność z szermierką ,,na żywo”. Wiele zasad  w szermierce na wózkach jest przejętych z szermierki chodzonej. Niektóre są specyficzne – szczegółowo związane z samą specyfiką szermierki na wózkach – czyli chociażby to, że walki odbywają się właśnie na wózkach, i że odległość między zawodnikami jest stała. Mamy trzy bronie: szpada, szabla i floret, które różnią się polem trafienia czy budową. Broń jest podłączona do lamp, które w przypadku trafienia zapalają się, a zawodnik któremu lampa zapaliła się jako pierwsza przyznaje się punkt. (przyp. Red.) Ponadto, szabla i  floret są  broniami tzw. konwencjonalnymi. Oznacza to dużą rolę sędziego w rozstrzyganiu, który z  zawodników  rozpoczął akcję lub natarcie, czy obronił się i przejął inicjatywę oraz komu przyznać punkt. W szpadzie nie ma takich ograniczeń – po prostu zawodnicy walczą i w momencie, w którym zapali się lampa z jednej, z drugiej albo z obu stron to ten zawodnik lub ci zawodnicy dostają punkty.

S.Z., CN: Wow, chociaż tak szczegółowo to opisałaś, to ciężko sobie wyobrazić taką walkę…

J.P.: Mogę odesłać do Internetu. Na YouTube jest sporo filmów zarówno z treningów, jak i z zawodów. Dla laika, który pierwszy raz w życiu widzi szermierkę  najprostsza do zrozumienia jest właśnie szpada, ze względu na to, że nie ma konwencji. Zawodnicy po prostu walczą, zapala się lampa i jest punkt; we florecie jest inaczej – zapala się lampa, ale punktu nie ma. Mogą zapalić się  także dwie lampy, sędzia pomacha rękami i przyzna trafienie jednej ze stron. Występują tu trochę bardziej skomplikowane i trudniejsze do wytłumaczenia zasady, jednak należy pamiętać o bardzo dużej roli sędziego. Na zawodach międzynarodowych zazwyczaj są sędziowie, którzy bardzo szczegółowo podchodzą do tego co  dzieje się na planszy, bo ich decyzja  może zaważyć na wyniku walki.

S.Z., CN: Jak się czułaś na pierwszych zawodach?

J.P.: Wielki stres! Moje pierwsze zawody wspominam bardzo źle, bo wtedy jeszcze nie umiałam za dużo, nie weszłam w to tak do końca a już startowałam w zawodach. Były to zawody międzynarodowe – Puchar Świata w Warszawie. Był to dla mnie ogromny stres ze względu na to, że przegrałam wysoko, albo bardzo wysoko wszystkie swoje walki. Nie wspominam tych zawodów zbyt dobrze, ale z tego co wiem mało kto wspomina pierwsze zawody dobrze w jakimkolwiek sporcie właśnie ze względu na duży stres, dużo nowości; ale była też ekscytacja, bo pierwszy raz widziałam zawodników walczących na najwyższym poziomie. To, co pamiętam z moich pierwszych zawodów to to, że miałam wrażenie, że wszędzie leżą nogi – protezy. W szermierce na wózkach startują też osoby chodzące w protezach, ale w trakcie walki wszystkie protezy muszą być zdjęte.

S.Z., CN: Nie przerażały Cię te leżące wszędzie protezy?

J.P.: Nie, to raczej była dla mnie taka ciekawostka. Wtedy od ładnych paru lat poruszałam się na wózku i miałam styczność z osobami niepełnosprawnymi, więc to nie była dla mnie nowość. Nie odczułam tego jako coś niezwykłego czy strasznego, ale wyobrażam sobie, że dla kogoś kto nie ma styczności z osobami z niepełnosprawnościami na co dzień, zobaczenie tylu protez czy tylu osób  poruszających się na wózkach może być czymś nowym i trudnym.

S.Z., CN: Ile medali zdobyłaś?

J.P.: Nie liczę…Mogę wyliczyć medale z zawodów na poziomie mistrzowskim, czyli z Mistrzostw Świata i Mistrzostw Europy. Zdobyłam trzy medale drużynowe i wszystkie są z szabli z czego dwa z nich to Mistrzostwa Europy i jeden z Mistrzostw Świata. Indywidualnie jeszcze nic nie zdobyłam na zawodach rangi mistrzowskiej. Czasami też rozdawane są medale w ogólnej klasyfikacji kobiet czy też w kategorii B, w której ja startuję, więc medali nawet z jednych Mistrzostw Polski potrafi ich być kilka. Ze względu na to, że mamy niedużo kobiet trenujących w Polsce jest duża szansa, że na Mistrzostwach Polski jakiś medal zdobędę.

S.Z., CN: Pomimo tego, że niewiele kobiet trenuje szermierkę w Polsce walka i tak jest zaciekła…

J.P.: Konkurencja bywa ostra, to prawda. To jest taka nasza trochę bolączka, że tych zawodniczek nie mamy dużo; zresztą nowych zawodników w grupach męskich od paru lat też brakuje. Jednak to też nie jest tak, że przyjdę i od razu mam medal. Trzeba trochę powalczyć, żeby go zdobyć.

S.Z., CN: Według Ciebie szermierka na wózkach jest łatwiejsza od szermierki chodzonej?

J.P.: Nigdy nie walczyłam w szermierce na nogach, więc nie wiem czy będąc na wózku jest prościej czy trudniej. Na pewno walcząc na nogach jest dużo większa konkurencja; to jest tak naprawdę inny sport. Chociaż obydwa określamy jako szermierkę, to w gruncie rzeczy są to dwie różne dyscypliny, właśnie ze względu na specyfikę tego, że jesteśmy na wózkach oraz że odległość między zawodnikami jest stała. Czasami mamy zgrupowania w tym samym miejscu co zawodnicy z kadry pełnosprawnej, którzy przychodzą do nas na treningi i pojawiają się z ich strony komentarze, że to jest całkiem inna walka, bo w szermierce chodzonej zawodnik może uratować się odległością a u nas odległością możemy manipulować jedynie poprzez ruchy samego tułowia. Jedna z zasad szermierki jest taka, że przynajmniej jeden pośladek w każdym momencie musi być  na poduszce. Nie będę oceniać, czy jest ciężej czy lżej, na pewno jest inaczej.

Trening szermierki

S.Z., CN: Możesz opowiedzieć coś o swoich treningach? Ile czasu na nie poświęcasz?

J.P.: Ze względu na pandemie przez ostatnie dwa lata moje plany treningowe się zmieniły, ale już powoli wracają do normy. Trenuję głównie popołudniami, ponieważ po za szermierką mam też pracę  na pełny etat. W tym momencie to jest zwykle pięć treningów w tygodniu i trwają one od pół godziny do dwóch godzin. Pół godziny trwa lekcja z trenerem plus rozgrzewka. Czasami te treningi sprowadzają się do samej lekcji a czasami są to sparingi z innymi zawodnikami. Zdarza się, że ćwiczymy w parach, ale często ćwiczymy również  indywidualnie żeby zwiększyć siłę czy ruchomość tułowia skierowaną na walki. Również raz w tygodniu mam pięćdziesięciominutową sesję z psychologiem sportu właśnie po to, że przygotowywać się do zawodów czy treningów mentalnie.

S.Z., CN: Pracujesz na pełny etat. Jak godzisz życie prywatne i zawodowe z życiem sportowym?

J.P.: Kwestia organizacji. Pracuję w branży IT. Zmieniając pracę trzy lata temu na rozmowie kwalifikacyjnej powiedziałam że jest urlop który muszę wziąć, bo w tym czasie mamy zgrupowanie czy zawody i nie mogę tego przełożyć. Dałam im do zrozumienia, że jeżeli nie mogą się do tego przystosować to niestety nie będę w stanie przyjąć oferty. Mój pracodawca na szczęście jest otwarty na takie rzeczy i nie było nawet problemu z tym, abym wzięła tygodniowy urlop niecały tydzień po rozpoczęciu pracy.

S.Z., CN: Czyli podporządkowujesz sobie pracę do sportu

J.P.: Tak, mam elastyczne godziny pracy, więc ustalam sobie, kiedy zaczynam czy kończę pracę, żeby móc to pogodzić z treningami. Na życie osobiste znajduję czas w weekendy czy niektóre wieczory. Da się to pogodzić, ale wymaga to po prostu troszkę samodyscypliny, organizacji i pracodawcy otwartego na szczególne wymagania.

S.Z., CN: Wspomniałaś, że pierwsze zawody pamiętasz źle. Porażki cię hamowały czy raczej motywowały?

J.P.: W tamtym momencie to była dla mnie trauma, która zdecydowanie mnie nie zmotywowała. Odkąd pracuję z psychologiem sportu, pracuję także nad podejściem do porażek. Nie można  zaczynać zawodów z myślą „wygram” albo „przegram”, bo jak się zacznie z myślą „przegram” to się przegra. Teraz tak naprawdę ciągle się tego uczę, ale ważne jest to, żeby podchodzić do każdych zawodów jak do kolejnej okazji nauczenia się czegoś – czy to czegoś sportowego, czy dowiedzenia się czegoś o sobie. Porażkę należy traktować jako okazję do nauki, zdobycia doświadczenia czy do zrealizowania założonych celów, jednak ważne by tym celem nie była wygrana sama w sobie. U mnie na początku to tak nie wyglądało, ale teraz dzięki temu mam lepszą głowę i myślę, że to doprowadzi mnie do lepszych wyników.

S.Z., CN: Traktować porażki jako okazję do nauki – to chyba dobra rada dla wszystkich sportowców?

J.P.: Tak, to sprawdza się również w codziennym życiu. Moje sesje z psychologiem są ważnym elementem przygotowań. Najważniejsze jest to, żeby najpierw sobie to wszystko poukładać w głowie.

Przygotowania do kolejnej walki

S.Z., CN: Czy pamiętasz jakąś zabawną, nietypową, zaskakującą sytuację z zawodów, zgrupowań czy treningów?

J.P.: Jedna z moich walk w szpadzie – walka pucharowa, czyli do piętnastu trafień. W walce było bardzo dużo dubli, czyli dwie osoby trafiały się jednocześnie i zdobywały punkty. Walka wyglądała tak, że albo obie zdobywałyśmy punkt albo raz trafiała jedna a raz druga i cały czas był równy wynik typu 2:2; 3:3; 5:5 i tak do trzynastu. W momencie, kiedy było 13:13 pomyślałam sobie, że jeżeli kolejne trafienie będzie znowu dublem na 14:14 to ja po prostu nie wytrzymam. Wynik 14:14 jest naprawdę stresujący i przeważnie w takiej sytuacji wygrywa zawodnik, który jest spokojniejszy i lepiej przygotowany psychicznie. Kiedy pojawiła się ta myśl zdobyłam trafienie na jedną lampę na 14:13 dla mnie i ostatecznie wygrałam tę walkę. Byłam wtedy naprawdę zadowolona, odczułam to jak podwójne zwycięstwo, bo wygrałam nie tylko z przeciwniczką, ale też ze samą sobą.  Nie poddałam się stresowi w decydującym momencie i wygrałam.

S.Z., CN: Jakbyś zachęciła innych do zainteresowania się tematem szermierki?

J.P.: Może powiem tak bardziej ogólnie. Sport jest świetną rzeczą pod wieloma względami. Można poznać wielu ludzi, oderwać się od codzienności. Po za tym sport wpływa bardzo korzystnie na nasz organizm przez wytwarzanie hormonów szczęścia, kiedy ćwiczymy. Warto spróbować jakiegokolwiek sportu, żeby poczuć rywalizację, dreszczyk adrenaliny czy mieć poczucie walki z samym sobą i szansę na uwolnienie się od codziennych problemów. Kiedy trenuję szermierkę, wszystko zostaje gdzieś z boku. Mogę ten sport osobiście polecić jako coś co naprawdę daje kopa w życiu i pozwala na poznanie siebie fizycznie i psychicznie od trochę innej strony niż na co dzień.

S.Z., CN: Gdzie mogą zgłaszać się osoby, które chciałyby spróbować swoich sił w szermierce na wózkach?

J.P.: Sekcje szermierki są w Integracyjnym Klubie Sportowym Akademii Wychowania Fizycznego Warszawa (IKS AWF Warszawa przyp. red.) w Warszawie, w Wołominie, Jaworznie i Krakowie. Nie ma aż tak dużo miejsc, w których można spróbować szermierki na wózkach, ale jeżeli ktoś ma możliwość przyjechać do któregoś z klubów, które organizują szermierkę to gorąco zachęcam!

Seweryn Zuzański

Student zarządzania

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *