Gość Coś Nowego

Tak było na początku

Chęć założenia redakcji, pomysł na nazwę oraz zdobywanie doświadczenia to tylko kilka kwestii, o których dowiecie się z pierwszej części wywiadu z jednym z założycieli Coś Nowego – Michałem Mikulskim. 

Dominika Karpińska: Co stało się „motorem” do działania i założenia redakcji?

Michał Mikulski: Wydaje mi się, że większość ekipy Coś Nowego to byli ludzie, którzy swoją przyszłość chcieli wiązać z mediami. Gazeta więc była dobrym narzędziem do zbliżania się do tej przyszłości. Bez względu na to, czy kogoś interesowała praca w gazecie, w radiu, czy telewizji, pisanie tekstów jest dobrą drogą do szlifowania każdego warsztatu. My poszliśmy w tym kierunku i podejrzewam, że nikt z nas dzisiaj tego nie żałuje.

DK: Skąd zaczerpnęliście pomysł na nazwę?

MM: Nazwa na początku miała być mądra i wyjątkowa i to pewnie sprawiło, że długo jej nie było. Padały różne propozycje, w których na siłę chcieliśmy przemycić słowa „KUL”, „dziennikarstwo”, „studencka”, ale słabo to brzmiało. Aż w końcu Kasia Kuleta na spotkaniu z prof. Jackiem Dąbałą rzuciła „Coś Nowego”. A profesor bez wahania stwierdził, że tak powinno zostać. Na szczęście, bo ciągle uważam, że nazwa jest świetna, a wtedy stawialiśmy pierwsze kroki więc bez wątpienia proponowaliśmy czytelnikom coś nowego.

DK: Czy wyjazdy i projekty z Coś Nowego, w których braliście udział będąc na studiach zaprocentowały w przyszłości?

MM: Studia zawsze pewnie będą bardziej teoretyczne niż praktyczne i całe szczęście, bo to ostatnia okazja w życiu żeby z dużą siłą „zasysać” wiedzę na różne tematy. Teoria zatem i wiedza to podstawa każdych studiów i lepiej tego nie unikać (z wyjątkiem bezsensownych regułek, wyliczeń i podziałów wymyślanych przez szereg naukowców). Problemem jedynie jest to, że na rozmowie kwalifikacyjnej nikt nam egzaminu nie robi, a szuka w CV pozycji „Doświadczenie zawodowe” i w tym miejscu najbardziej lubi drążyć. Miałem to szczęście, że pracowałem w radiu już na studiach, ale gazeta i inne fajne projekty być może pokazały, że oprócz pilnowania okienek w indeksie, czegoś jeszcze na studiach udało się nauczyć. Poza tym zdobywając nowe doświadczenia, automatycznie wydłuża się lista nowych kontaktów. A to bardzo cenne.

DK: Jak pomogło ci Coś Nowego na rynku pracy?

MM: „Coś Nowego” było dobrym treningiem realizowania zadań od początku do końca. Nie ważne, że noc jest krótka albo właśnie rozpoczął się weekend. Ma być zrobione i nie ma wyjścia. I tak jest też na rynku pracy. On jest bardzo trudny i zmienny, ale nie można odpuszczać. Jak zaczynałem pracę to  Facebook w Polsce raczkował, nawet nie miałem jeszcze swojego profilu. A dziś Internet z Facebookiem przeszywa każdy mój program i to szperanie musiałem polubić. Dlatego koniec studiów to początek profilowania się pod pierwszą pracę i okazja do przekonania pracodawcy, że jeśli dzisiaj nie wiem, to jeszcze dzisiaj się nauczę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *