Gość Coś Nowego

Bitamina: Hula jak Ameryka!

Bitamina to zespół trójki przyjaciół: Mateusza Dopieralskiego, Piotra Sibińskiego i Amara Ziembińskiego.
Twórczość, mimo iż różnorodna, opiera się głównie na jazzowo-hiphopowym podłożu.
W chłopakach jest wiele wrażliwości i pasji do muzyki, którą chcą dzielić się ze swoimi słuchaczami.
O tym jak powstał zespół, „Kawalerka” i jakie są ich plany na przyszłość  w rozmowie z Mateuszem Dopieralskim.

Klaudia Bzducha, Coś Nowego: Od czego to się wszystko zaczęło? W jaki sposób zrodziła się Wasza współpraca?

Mateusz Dopieralski, Bitamina: Zaczęło się to od przyjaźni i wspólnej pasji. Zaczęliśmy dłubać przy muzyce
i tak to robimy do dzisiaj. Piotrek, nasz wierszokleta, napisał do mnie w 2007 roku z propozycją spotkania i nagrania wspólnego numeru. Zgodziłem się, pojechałem do Kalisza, polubiłem Piotrka i zrobiliśmy świetny projekt. Zaimponował mi swoim podejściem do muzyki. Zaczęliśmy rozmawiać o “żywym graniu”. Amara znałem od 2005 roku
i wiedziałem, że gra na bębnach, więc powiedziałem, że ja mam bębniarza i mamy już chociaż jednego muzyka, ponieważ ani ja, ani Piotrek nie gramy na niczym. Najpierw stworzyliśmy z Amerem “Bitaminę” jako zespół producencki, zrobiliśmy płytę “C”, a później już zostaliśmy tercetem i tak jest do dzisiaj. Dobrych kilka lat później, zaczęły pojawiać się pytania o koncerty. My bez muzyków nie bylibyśmy w stanie tego zagrać, więc poszerzył nam się skład na żywo i teraz mamy kocurów.

K.B: Dlaczego bitamina – co tak naprawdę ta nazwa ma oznaczać?

M.D: Rozmyślaliśmy o tym i znalezienie nazwy jest zawsze trudne. Tą akurat wymyśliliśmy sobie
w 2008 r. Jak wiadomo, witaminy są zdrowe, a my robimy bity. Witamin nie możemy stworzyć, ale bity tak,
które też mają uzdrawiać. Oczywiście to ma być taką metaforą, bo 1:1 się nie przekłada, ale chcemy uzdrawiać, chcemy komuś tym pomóc, uszczęśliwić, rozśmieszyć (śmiech).

K.B: Wasze teksty są pełne liryczności, wrażliwości – w jaki sposób powstają? Czemu w takiej formie?

M.D: Zanim spotkałem Piotrka, pisałem inaczej. Tak jak mówiłem, Piotrek zaimponował mi swoim doborem słów
i wtedy moje pisanie, jeżeli chodzi o Bitaminowe rzeczy, zmieniło się. Na przykład starałem się nie wkładać anglicyzmów, słów obcych. Myślałem tylko, niech to będzie takie polskie. Brodka na “Grandzie” pokazała, że można, że jest to piękny język, który jest melodyczny. To był taki album, że pomyśłałem – o kurcze, całość jest po polsku, a hula jak Ameryka. (śmiech) A wrażliwość? Nie wiem, może po prostu my z Piotrkiem, którzy jesteśmy odpowiedzialni za teksty, jesteśmy wrażliwi.

K.B: Na płycie “Kawalerka”, przed każdym utworem możemy usłyszeć krótkie nagrania – dialogi, monologi. Skąd pomysł, by coś takiego nagrywać?

M.D: Ja mam szczęście mieć fantastycznych, mądrych, bardzo jaskrawych i bardzo ciekawych przyjaciół. Kojarzysz WhatsApp’a? Ja nagrywałem przez rok albo i dłużej na dyktafon wszystkie nasze rozmowy i potem brałem te nagrywki z WhatsApp’a. Tam znajdowały się czasem takie perełki. Mówi tam bardzo dużo Franciszek Kępa, serdeczny przyjaciel i bardzo się cieszymy, że pozwolił to zrobić, bo bez tego ta płyta miałaby zupełnie inny wydźwięk i nie byłaby tak klarowna jak jest teraz.

K.B: A czy właśnie przez te nagrania, w których ukazujecie cząstkę siebie – nie mieliście czasem wrażenia,
że pokazujecie słuchaczom zbyt dużo?

M.D: Tak, tylko że, ja mam ten komfort, bo na “Kawalerkę” pisałem sam wszystkie teksty i mogę coś powiedzieć,
a za moment znikam do Niemiec, gdzie oprócz tego, że jestem aktorem, jestem anonimowy. Przez to, mogę sobie pozwolić zdradzić, aż tyle tutaj. Okazuje się, że jak się mówi trochę więcej niż reszta, to dochodzi to do słuchacza. Oni słyszą różnicę. To może ta wrażliwość, o której mówisz, że idziemy o jeden stopień dalej niż reszta.

K.B: Na co dzień mieszkasz w Niemczech, Piotrek i Amar w Secyminie Nowym. Jak udaje się Wam tworzyć
nowe utwory?

M.D: To zawsze jest trudne, zresztą ja bardzo lubię wracać do Niemiec, bo tam mieszkam już  28 lat. Tam też
mam przyjaciół, żonę. Ale jest internet, teraz gramy sporo koncertów, więc widzimy się trzy, cztery razy w miesiącu
z chłopakami i to nam ułatwia sprawę i pracę studyjną na następny projekt.

K.B: Wspominałeś, że macie świetnych muzyków – kocurów. Jak udało Wam się przełożyć studyjne bity na dźwięki koncertowe?

M.D: Myślę, że to zasługa całego zespołu, ale musiałbym podkreślić jeszcze funkcję Tomasza Sołtysa, czyli naszego klawiszowca, który w bardzo dużym stopniu przekładał harmonię z tych bitów na dźwięki żywe i szukał
na to patentów. Rytmicznie to Nikodem Bąkowski, który ma perkusjonalia etniczne i jako jedyny jest w stanie dopełnić nasz skład, także bez niego nie ma sensu tego grać, bo cała ta warstwa etniczna upada. Maciej Matysiak wspomaga nas na basie. Doszedł do nas Brian Massaka (gitara elektyczna), który był naszym fanem, my byliśmy jego i dowiedzieliśmy się w jedną noc, że lubimy siebie nawzajem, a już za tydzień graliśmy razem. Jesteśmy
mega szczęśliwi, że mamy taką ekipę, a nie inną.

K.B: W marcu tego roku, na gali gazety magnetofonowej otrzymaliście Nagrodę Publiczności za płytę “Kawalerka”. Jak się czujecie z tym, że publiczność wybrała właśnie Waszą muzykę?

M.D: To jest kolejne potwierdzenie tego, o czym przedtem rozmawialiśmy, że może warto dać od siebie trochę więcej i otworzyć się na słuchaczy. Może dajemy trochę za dużo, ale w zamian otrzymujemy tyle energii, że to jest symbioza. Tak naprawdę, nikt nie wykorzystał jeszcze przeciwko mnie tego, że powiedziałem aż tyle. Jest to bardzo bliskie i myślę, że ludzie to usłyszeli. Teraz nowy album będzie lekko inny, ponieważ pierwszy raz tworzymy razem
z Piotrkiem. Wtedy nie można pozwolić sobie, na aż takie odkrywanie samego siebie, bo to wtedy nie ma sensu. Trzeba zobaczyć koncepcyjnie, żeby to szło w jednym kierunku.

K.B: Właśnie przeszedłeś mi już do kolejnego pytania – niedługo ma ukazać się Wasza płyta “Mama Europy”,
kiedy możemy się jej spodziewać i co tak naprawdę na niej znajdziemy?

M.D: Po pierwsze zmieniliśmy tytuł (śmiech). A płyta mamy nadzieję, że najpóźniej ukaże się w marcu
przyszłego roku. Teraz będzie trochę politycznych tematów.

K.B: W kwietniu ukazała się składanka “Heartbreaks&Promises”, na której m.in. Wasz wspólny projekt
z Dawidem Podsiadło. Jak zrodziła się Wasza współpraca?

M.D: Napisał do nas Ment z Flirtini i powiedział, że chciałby zrobić taką akcję. Polega to na tym, że my robimy
bit – sami lub z innym artystą i oni nas łączą. Powiedział, że jest mała szansa, by połączyli nas z Dawidem,
ale rozmawiał z nim i okazało się, że miał on dużą zajawkę. My oczywiście szczęśliwi jak siemasz. Zrobiliśmy numer, który ja osobiście, bardzo lubię. Poznaliśmy Dawida, fakt, że jest on na każdym billboardzie w kraju, a jest tak skromny, miły i dobrze wychowany, dało mi do myślenia, jak to można dobrze działać w show – biznesie
i zachowywać cząstkę siebie, będąc potężną gwiazdą.

K.B: A macie w planach współprace z innymi artystami?

M.D: Tak, tylko trochę mniej niż inni artyści, którzy pracują sami. My cały czas pracujemy w kolektywie,
więc zapraszanie gości jest dla nas często zbędne. Tak naprawdę, my we trójkę lub z całym zespołem wymieniamy się energią i przez to ta współpraca cały czas jest. Głupio to brzmi, ale często nie potrzebujemy gości, więc możemy się skupić na tych, z którymi naprawdę chcemy współpracować, jak w przypadku Dawida Podsiadło. Ja jestem jego wielkim fanem. My zresztą pozdrawialiśmy go na “Kawalerce” swoim tekstem i on początkowo wziął to
z uśmiechem, choć mówił, że nie był do końca pewien, bo usłyszał “Dom” i pomyślał “oo, jaki świetny zespół”,
ale zaraz usłyszał, że “Dawid mnie podsiadł” i mówi “kurcze, nie jestem pewien, jadą mi czy nie?”, ale nie,
nie mieliśmy takiego zamiaru. To takie pozdrowienia przez płytę.

K.B: Tak już na koniec – mówi się, że “Kawalerka” jest kontynuacją “Placu zabaw”. A czy powstanie podsumowanie “Kawalerki”?

M.D: Chciałbym by powstał z tego tryptyk. Trylogia to w literaturze, prawda? (śmiech). Tylko to potrwa, bo kto wie ile jeszcze musi się wydarzyć. Ja będę jeszcze robił solową płytę jako Vito Bambino, która nie będzie w tym tryptyku. Jak już się nazbiera tyle ciekawych rzeczy w życiu, że będzie warto o tym mówić, to wtedy ten tryptyk powstanie.

K.B: Dziękuję bardzo

M.D: Dzięki (śmiech)

Klaudia Bzducha

Studentka III roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej. Czynnie zaangażowana w Koło Naukowe Studentów Dziennikarstwa i Wydziałowy Samorząd Studentów WNS KUL. Ambitna i zawsze chętna do pomocy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *